czwartek, 24 marca 2011

Nauka sadzenia...



Nie... nie odbiło mi. Każdy wie jak wyciągnąć sadzonkę z doniczki, wykopać w ziemi dołek, wsadzić do dołka zawartość tejże i przysypać, przyklepać, podlać. Potem mówi się: "rośnij, innego wyboru wszak nie masz" :)
Ale czy każdy wie jakie obrządki czekają chudą Lambi zanim roślinka z platstikowej doniczki trafi do jej żyznej i zapraszającej szerokim gestem gleby?
Nieskromnie dodam, , że glebo-terapia działa na mnie pozytywnie, choć moja mama lekko jest zszokowana, bo ponoć brzydziłam się wszystkim co brudne, a ziemia była na pierwszym miejscu... no cóż, teraz mogę grzebać w nieskończoność i zapominam o całym świecie... eee tam pranie, a jakie zmywanie? Obiad? To ja głodna jestem! Faktycznie catering by się przydał, orka plus świeże powietrze dziwnie działa na żołądek, skoro ja, prawie nie jedząca robię napad na lodówkę:)

No dobra, już zjedliśmy. Trzeba przesadzić kilka roślinek, które mnożąc się, zaczęły sobie powoli wchodzić na głowę. Co bierzemy?
Łopatkę?

Łopatę?

Nie. Bierzemy łom - brechę.
Zasadzamy się mocno na z góry upatrzone miejsce - tam będziemy sadzić - i wywalamy kamienie, korzenie, dachówki, złom, szkła i śmieci...















Najgorzej idzie z pierwszym... podkop zajmuje dobre kilkanaście minut zanim znajdę odpowiednie miejsce do zakotwiczenia brechy. Potem można już wyciągać łopatką skracając jej żywotność do zera... W sezonie kilka łopatek to minimum:)
Wykopane kamienie lądują za stawem, ostatnio zastanawiałam się ile ton tego przerobiłam, szczególnie, że spora część ląduje z powrotem w rabatkach ale już w postaci odkrytej...












Dla tych kikutów, zarwany kręgosłup własny to czysta przyjemność:)
Nie rozumiem dlaczego mój Niemiec wybrukował się po zęby...




Moje rośliny lubią tą glębę, chociaż wykopałam już z niej chyba wszystko co możliwe, począwszy od końskiego podwozia, po zwoje papy, sznurki, jakieś metalowe skrzynki, tony gwoździ, szmaty... z tego urodzaju miałam skromne życzenie, żeby bombki żadnej nie było:)
A że wiosna w tym roku łaskawa, pogmeram sobie jeszcze trochę. W końcu rabat nigdy za wiele:))
Tymczasem Klementynka wreszcie "pękła" i mamy dwie śnieżynki, kózkę i koziołka:) Jako matka chrzestna kombinuję imiona, latam za nimi z aparatem, ale Klementyna czujna i nawet nie dała się przekupić kapustą!









Diesel daje sygnał, że przynudzam, ale wykorzystując fakt, że działa internet i dostałam zaproszenie do zabawy w nie wiem już ile czego, ale wiem, że od Marii Par i od Qrki - to spełnię powinność:). Mam nadzieję, że to nie muszą być tajemnice, a jedynie rzeczy o których się nie pisało...

1. Tradycyjnie zacznę - jestem zodiakalnym Baranem:)

2. Od drugiej klasy podstawówki aż do liceum harcerstwo to było moje życie.

3. Umiem pisać tylko piórem.

4. Wszystko co mam zrobić zapisuję w kalendarzu, a kalendarze z lat ubiegłych oczywiście zbieram:)

5. Nie umiem wyleczyć się z Farrella, chyba jestem jakimś jego mini klonem:) Słucham jego głosu i wiem, że jestem na swoim miejscu... to jak miesięczny bilet do samego siebie:)

6. Mam odwieczny głód wiedzy, ale też słomiany zapał... Ale gdzie nie jesteśmy udaje mi się zaskoczyć męża: we Francji nagle mówię po francusku, na Dominikanie papierosy kupuję po hiszpańsku, a myślał, że angielski dawno wieżę Babel rozwalił...

7. Mimo, że jestem brunetką, przez większość dorosłego życia byłam blondynką, co się już zresztą nie powtórzy.




Do zabawy zapraszam:

W. z blogu : "Moja dolina"
Majową babcię z "W moim domku"
Nelę z "Domu z kluczem"
Anę z "Wymarzony dom Ani"
i Annavilmę z "Przystek Anusin":)

Miłego dnia:)
Lambi



niedziela, 20 marca 2011

Wiosenna lawenda...




A właściwie zeszłoroczna lawenda. Okazuje się bardzo przydatna jeśli ma się pragnienie stworzenia czegoś jak najbardziej od siebie... Postanowiłam sprawdzić jak zdjęcia zrobione przeze mnie będą prezentować się na wydrukach i okazało się, że lawenda jest bardzo fotogeniczna:)
A podusia tym samym taka bardziej autorska:)
Dzisiaj dla odmiany fiolet lawendy zatrzymany nie tylko w kadrze obiektywu...





























Pozdrawiam:)
Lambi

piątek, 18 marca 2011

Mdło mi...




ale do końca czerwca może mdlić:)) Później jak wariatka róża wystrzeli różowymi fajerwerkami, będę skomleć, żeby mi nic różowego nie podtykać pod oczy!
Zresztą (tu klepnięcie z otwartej w czółko) przecież mamy psa!!! Po wstępnych pozimowych oględzinach naocznie widać jak bardzo różami zaopiekował się tej zimy i połamał tak do pnia, że pewnie moje obawy przed nadmiarem majtkowego różu są przesadzone i zbyteczne... Nie zdziwi mnie też jak magnolia padnie i zostanie mi podziwianie kwiatków tejże na nalepce w pokoju córy... Trzy lata pilnowałam! Urosła na dwa metry, kwiatów co wiosnę miała bez liku ( oprócz tych obcęgami obcinanych przez Lulu ) różowe kielichy dumnie sterczące na gałęziach jakoś nawet poprawiały smak herbaty wypijanej na ganku... Obecnie chyba sobie zatęsknię za tym widokiem, albo mi gały wylezą jak zakwitnie:)) Zaczynamy się powoli rozglądać za 15 metrowymi sosnami, może 60 kg pies nie da im rady??? Ja w razie czego na Allegro szukam 500 kg odważnika na obrożę:) Niestety...duży pies albo ogród. Barry machając ogonem ścina róże pnące a gdzie nie stąpnie na mokrej ziemi łapą robi dół, a jak się rozpędzi... łoooo matko, tylko koparka i wyrównywanie terenu:))

I tak co nie mróz weźmie w czorty, 60 kilo bydlaka czuwa... młóckarnia na czerech łapach! A niech żre te eko-kurki co samopas to ich jedyne pożywienie, ale mój róż? Wywaliłabym go chętnie na podjazd, tylko jaki płot będzie wstanie go zatrzymać hehe:)) A od ulicy pierza chodzi sporo... wielka to pokusa dla wielkiego apetytu, Barry nie lubi z miski, lubi sobie obrać z piórek i przyrządzić po swojemu.
Ja oczywiście próbowałam się wtrącić w ten kurzy interes i zaproponowałam zainteresowanym własnym drobiem inwestycje w płot, siatki, coś co będzie przypominało namiastkę hodowli na własnym a nie na moim. Na moim się nie da, pies reprymendy też nie otrzymał nigdy i nie otrzyma. We mnie mało jest sprzeczności. Jak mogę walnąć bydlę, że nie pozwala kurzołapom drapać mojej ziemi?
Kura to dobry wynalazek. Ale taka z supermarketu.
Psi monopol na wygniatanie dupskiem rabatek, też średni...
Wniosek do zapamiętania: zamiast tony tulipanów kupić tyle samo cebul i niech się mnoży i mnoży i mnoży ten róż, zawsze jakaś cząstka zostanie. Kopo_cząstka, bo róż mnie budzi do życia:)














Skończyłam to co obiecałam...
Okna do jadalni pojawią się z początkiem kwietnia i obowiązkowo różowe, marmurowe parapety:)
I zrobiłam już pierwsze jajo z mchu, trochę wygląda jak przerośnięty karczoch, ale trawa tak zarośnięta, że jeszcze z tuzin prób przede mną.
I mam chęć na poduszki z nadrukiem różowej hortensji hehe...
Czyli widać mdli mnie od czego innego, ale to nie mdłości poranne;)










Nie zależnie od tego co za oknem, miłego weekendu:)

~ Lambi

środa, 16 marca 2011

Tak od serca...



zapraszam, zachęcam.
Coś przyjemnego dla ucha:) Klik!





Coś dla przyszłej mamy: Klik!




A dla wszystkich oprócz serc Klik! brawa i podziękowania:)) Stokrotne!
To na tyle...dobranoc:)

sobota, 5 marca 2011

O nie nadążaniu...




Moja kyzynka przyjechała do mnie uczcić swoje urodziny. W prezencie przywiozła mi latarenkę:) Moja kuzynka mimo swojego młodego, dziewiętnastoletniego wieku jest tak mądrą babą, że mogłaby wiele starszych naszej płci zawstydzić...
No tak... ale miało być dziecinnie:)
Zanim jednak, to chcę się pochwalić wiankiem i czasem jakimi obdarowała mnie Kamila z Floralnych Przeobrażeń. Kamilko, bardzo dziękuję!















Czy wypada dzieciowy post zacząć od tego, że od tygodnia mój wskazujący palec u prawej ręki nie widział wody ? Eeee, wypada.
Sczur mi palec zgryzł, cała tajemnica, próbowałam nauczyć się pisać ręcznie i na klawiaturze z ominięciem wskazującego, myć ręce i się ogólnie ( palec wystawiony za kabinę ), smarować kremem, malować oko i... kurcze...ten palec okazał się nie do zastąpienia! Wszystko idzie wolniej, a włożenie rajstop bez zaciągnięcia, no bo plaster, to już cud jakiś!
Moja córka nigdy nie miała zapędów do opieki nad czworonogami, chyba wystarczyło jej, że matka ma i tego pełno. Niestety luby obdarował ją tym nieszczęsnym szczurem, który bytował u niej w pokoju do czasu, aż nie potknęłam się o jego klatkę w łazience...
- Co to ku...źwa? Co ty Fredek tutaj robisz?
- Tłukłem się o kraty, to mi dała wilczy bilet. Na dodatek postawiła w przeciągu, co za baba...
Hmm...przestawiłam więc klatkę, wzięłam przysznic a później siadłam na fotel zapalić, spuściłam rękę w dół i masz! Debilowi spodobał się zapach kremu i po palcu!
Czasami wystarczy zrobić albo powiedzieć prawie nic...
Zwykłe:
- Ooo, jedziemy, póki policja ma co robić - prowokuję Lulu do dywagacji nie mających końca...
- A kto daje mandaty? - pyta
- Policja i staż miejska
- A policja zamyka ludzi do klatek?
Hehe... Pytanie na dziś... a na jutro- jakie on kwiatki będzie sadził w zeszycie?
A ile par skarpet będzie umiał upchnąć w przestrzeni pomiędzy oparciem a siedziskiem fotela ? :))
Skoro ostatnio rąk nie moczę, to odkurzam i wymiatam kąty.
Przy okazji wymiatania skarpet przypomniała mi się męska i kobieca wizja PRANIA.
Męska: zrobić pranie, to zrobić pranie, czyli uruchomić pralkę na mielenie.
Kobieca:
1. Obchód całego domu, szafy, podłogi, fotele, krzesła, łazienki - znajdowanie tego, co powinno znaleźć się w koszu na brudy, ale jakoś tam nie trafiło...
2. Segregacja
3. Załadowanie wyselekcjonowanego gatunku brudnych łachów do pralki.
4. wyładowanie, zataszczenie,powieszenie na suszarkę
5. ściągnięcie wysuszonego prania
6. Wyprasowanie
7. Rozdział i odkładanie do szaf...
uff...
do następnęgo prania, czyli do jutra:)