
Jestem dzisiaj bardzo przygnębiona...człapię po domu jakby z kamieniem uwieszonym u szyi a problemy staram się utopić w pracy moich rąk. Pisałam już wcześniej, jak męczy mnie to pudło, które miało nie tylko grzać ale też wyglądać - czyli kominek. Obudowa stoi lat 5 ale nic ponadto. Jakiś czas temu miałam zrobić projekt i wysłać stolarzowi, jak wiadomo czas nie chce być jak gumka w majtach i rozciągać się według mojego życzenia, to i projekt sobie był nadal w planach...do dzisiaj...kiedy znowu przez przypadek wydały się kłamstwa mojego dziecka...
Lepiej ręce zająć rysunkiem, niż walnąć pięścią między oczy, a na to miałam ochotę... Tyle rozmów, tyle obietnic i nic... powracamy do nieufności, śledzenia i bawienia się w szpiega, kolejna paczka fajek schowana w rękaw swetra daje mi w ręce instrument rodzica inwigilatora, prokuratora i sędziego w jednym.
Tak cholernie przykro, że człowiek jako rodzic nie dał rady...Poległ, bo? No właśnie, dlaczego?
Milion myśli, dwie czarne kredki i portal kominkowy rozrysowany w skali 1:1
Chociaż Pan stolarz prosił zaledwie na kartce...


Przeczytałam już milion rad, rozmawiałam z wieloma rodzicami i fachowcami i nie mogę zrozumieć jednego zdania: "To taki głupi wiek". To usprawiedliwia moją córkę przed kłamaniem, oszukiwaniem, kradzieżą? Nie umiem do niej dotrzeć, obiecuje mi i dalej kłamie. Mimo tego, że umiem zwietrzyć każdy podstęp zdarza się, że usypia moją matczyną czujność i bezczelnie to wykorzystuje. Zaczynam patrzeć na nią jak na wroga... okropna bezsilność, bezsilność spowodowana wydojeniem uczuć i wyczerpaniem kredytu zaufania...
Uciekam w pracę ale nie w zapomnienie i czuję, że daję się deptać w imię czegoś czego ona mam nadzieje kiedyś się nauczy...kochania...dawania...nie brania i odwracania się nastoletnim zadkiem jak to ma miejsce dziś i teraz...
Miałam pokazać wszystko już na gotowo, ale kto wie czy doczekam, to może małe coś nie zaszkodzi? ;)
Moja mania drzwi w skali mini...z kolejnych, stareńkich do kolekcji zrobiłam świecznik. Wystarczyło przykręcić zardzewiały "dinks" i gotowe. Jeszcze wtarłam trochę turkusowej farby, na zdjęciu średnio widać, szkoda. Drzwio-świecznik już w docelowej wnęce za kominkiem, ale wnęki jeszcze też nie wykończyłam, szlifowanie muszę odłożyć aż zdrowy Lulu pojedzie do babci. Jest malutki, alergiczny a te pyły zdrowego konia potrafią powalić.


Kilka z Was zauważyło wieszak. Przyznam się, że tak "o" oparty na konsolce stał i nawet nie zwróciłam na to uwagi robiąc zdjęcia:) Teraz pokazuję go z bliska z premedytacją: jak zawiśnie w docelowym miejscu to tak go płaszczami oblepią, że nic go widać nie będzie!


Mimo tego, że staram się pilnować i jak mantrę nucę: "Kończysz teraz sień" - to i tak gdzie mnie nie zawieje muszę coś przywlec. Tym razem padło na pojemniki, bo im uszczelki "zasysały" hehe...Mały wiecznie coś zacznie a nie dokończy i mam dylemat czy wywalić te drętwe biszkopty czy nie? Teraz wrzucam do słoja, choć jak wiadomo nasze wytłumaczenia, że coś jest niezbędnie potrzebne bywa mocno naciągane:)
Ale bywają też "ale"! Przy okazji wizyty w budowlanym wyciągam poduchę z kosza i wołam za idącym przodem osobistym przystojniakiem: " Ej, wrażliwy! Nie chcesz? Zima idzie, będzie Ci wygodniej przed telewizorkiem!". Wrażliwy nawet sekundy się nie namyślał.
Stara jestem i wiem, że od problemów nie da się uciec, ani w pracę ani w przyjemności...Wiem, bo próbowałam. Rzeczywistość potrafi dopaść Cię nawet we śnie. Tylko co jak człowiek nie chce uciekać a nie umie się uporać?

