Naszło mnie przy przyszywaniu guzików do poszewki, którą bardzo lubię, ale feler ma niemiłosierny...jak mocno guzików nie przyszyć, one odpadają jakby je ktoś ciachnął zębami...Normalnie jak mysz! Łee...powrót do przeszłości? Przecież ktoś napisał, że to co zdarzyło się raz może się nie powtórzyć, a co dwa razy z pewnością zdarzy się i trzeci...
Zaczęłam analizować:
Pierwszego roku biegały po nas myszy, które skutecznie odzwyczaiły mnie od spania w nocy:) One biegały po śpiącym P. a ja je łapałam w sitko kuchenne, siup do słoika i wypuszczałam na dwór... Głupia, miastowa baba:)) Wyleczyłam się...nawdychałam wysłodków, obornika i jak ręką odjął :)) Armia z pozoru leniwych kotów działa...
Następnego roku wypożyczyły sobie od nas dom mrówki, które kompletnie ignorowały naszą obecność, normalnie jakbyśmy żyli ze sobą od zawsze...
Następnego, po przywiezieniu tony roślin i ościółkowaniu dwiema tonami kory upodobały sobie nas pokaźne stada kurek, każde stado z osobnym gorylem w postaci koguta...
4-go roku moja nowiutka pralnio-suszarnio-garderoba zaczęła przemarzać - w źle obrobionym dachu ptaszki uwiły sobie gniazdka wyciepując połowę ocieplenia ( gniazdka wolały wić z psiej sierści ).
W kolejnym, nasz plan pt. Wielka plaża w zawalonej stodole spaliły dzikie osy i szerszenie...okopały się w tym piachu i zrobiły sobie gniazda.
6-go roku posesją zawładnęły żaby, żabki, ropuchy, ropuszki, które i owszem lubię i nawet mi nie przeszkadzało, że codziennie kilkanaście trzeba łapać po domu i wynosić na podwórko, ale P. ciskał nimi na prawo i lewo...
Ubiegłego, siódmego lata nie wspominam najlepiej przez komary. Prawie każdy miał ten problem, ale to przykre i dołujące, gdy w piękne, letnie wieczory trzeba być więźniem we własnym domu, bo poza nim jakieś małe, blade byle-co zjada Cię żywcem...
Konkluzja? Skoro faktycznie tyle znieśliśmy, to może poniesiemy dalej? :))
Te siedem wiejskich plag, choć autentycznych, to i tak podany humorystycznie przyczółek wiejskich niewygód:)
Co do losowania...bardzo dziękuję wszystkim za udział w zabawie, Wasz entuzjazm sprowokował mnie do szukania pretekstu i fantów na następne i następne Candy:)
Teraz to nie wiem kto kogo nadzorował nad poprawnością przebiegu losowania, była nas rozkoszna dwójka: ja i Lulu. Lulu, po niedługim namyśle, która karteczka najbardziej mu się podoba wyciągnął jedną, ach ta precyzja prawie czterolatka:)
z komentarzem : MIRY z blogu Poukładany Świat! Gratulujemy!!!
Miro, odezwę się na maila, króry masz na blogu.
Dla MAURY mam nagrodę pocieszenia;) w postaci moich uroczych ścian w telewizornio-warsztacie oraz totalny bonus: zdjęcie "zimnego, brudnego pomieszczenia", czyli łącznika ( tam gdzie płyta rigips to wejście do pralnio-szuszarnio-garderoby ).
Dla wszystkich pozostałych mam karteczkę - pocztóweczkę:) To jeden z ostatnich moich wyskoków przed urodzeniem Lulu:) Wymyśliłam sobie pomalować część moich stajenek i zrobić prywatną pocztówkę. O ironio, choć zdjęcie datowane 2006 rok, to nic się nie zmieniło... Jeśli ktoś reflektuje na pocztówkę - zdjęcie ze Strasznego Dworu ze specjalną dedykacją ode mnie, to piszcie!
Jeszcze pytanie do wielu z Was szyjących, czy polecicie mi jaką maszynę kupić?
Czy Husqvarna E20 to dobry wybór?
Ja nie potrzebuję torpedy, ani kolejnego komputera, ale bez maszyny dłużej nie zdzierżę...

Dziękuję i życzę Wszystkim miłego weekendu!