Ach… to pożądanie…nie umiem się opanować, ale przecież każda z nas to ma i zna. Jednej ręce drżą na widok wisiorka, pierścionka – to się chyba “sroczka” nazywa, inna nie wyjdzie ze sklepu bez nowego wełnianego dywanu, kolejne można zamknąć w sklepie z garnkami, inne ze szmatkami…można by wymieniać w nieskończoność ale mamy w sobie ten tramwaj zwany pożądaniem i już! :) Mnie w sumie można by było zamknąć we wszystkich tych miejscach oprócz jubilera ale najpilniejsze miałam pożądania trzy i trzy w ciągu trzech miesięcy się trafiły…
Niebywałe?
Samochód mi padł i dostałam wymarzoną Hondę CR-V
Białego ruska upolowaliśmy sobie bo się pałętał po mieście
A tą wyśnioną szafkę biblioteczną wylicytowałam na aukcji, bijąc się do upadłego. Trudno nie było zważając na okoliczność – niedzielne, sierpniowe popołudnie, leniwe i słoneczne i fakt, że trzeba było sobie ją osobiście odebrać ze stolicy, a klocek metr na metr i dwieście kilo dębiny :)) To się trochę naczekałam, bo stolica dla nas to praktycznie nic innego jak mordercza droga od świtu do nocy… ale jak stanęła!!! Do tej pory stoję i sobie na nią patrzę z racji lubienia jej niemiłosiernie i przyznam się szczerze, że mogłaby nie mieć dla mnie żadnej użytkowej funkcji – sam wygląd i tak powala. Nie mam zamiaru nic z nią robić, zostanie taka jaka jest, w miodowym dębie.
Na razie stoi sobie bidulka w kuchennym kącie i czeka…aż dokończy się remont prawej strony strychu tzw. “łącznika”. Ja też czekam i żyje mi się jakoś dziko ostatnimi czasy z 35m2 podłogi ułożonej w kupkę koło mojego fotela w TV-zorni, z drugą stertą rigipsowych płyt naprzeciw, z materacem do łóżka wielkim jak spadochron opartym o schody, z półkami upchanymi pod stół w jadalni, chyba obecnie nic w tym domu nie jest na swoim miejscu. Wyrobimy się do Świąt, tylko mam nadzieję, że do tych grudniowych ;) Zresztą, gdzie by co nie stało i ile nie pisałabym o tym, że może nawet byc nie funkcjonalne to życie weryfikuje swoje, dzieć z wielką radością przygarnął szafkę jak tylko przybyła i nie opuszcza do dnia dzisiejszego, zarówno blaty jak i szuflady służą jako “tunele” do jazdy resorakami. Czasami też w szufladach oramy:
Mama, prawowita właścicielka szafki wolałaby jednak widzieć w niej samo piękno, co z tego jak szafka wygląda 5 razy dziennie inaczej, bo nawet ruska kocia baba lubi się na niej wylansować
Nie ukrywam, że Carmen to moja obsesja, taka wiekowa, wieloletnia. Sporo, oj sporo musiałam o tym ględzić, inaczej pewnej deszczowej nocy nie usłyszałabym od P. “ Popatrz, biały kot idzie…” To poszłam i ja…za śladem kota… i szłam i szłam, ponoć trwało to wieki ale upolowałam, widać pewne “rzeczy” jakby miały etykietkę, że moje i już;)) Kolejne dni to wyczekiwanie…choć kotka czipa nie miała to jednak właściciel mógł jej szukać, ale nic takiego się nie stało. Na wszelki wypadek nie zostały poczynione żadne inwestycje w kota i dopiero po dwóch tygodniach kupiliśmy jej całą wyprawkę łącznie z drapakami i koszykami, myszkami, takie kocie duperele niby kotu potrzebne:) Carmen i tak woli drapać drzwi a z karmy jedynie zjada suchą Purinę, Sheba i Gourmet ma w nosie, woli surowe mięcho albo szynkę prosto ze sklepu – sama sobie nawet rozpakowuje:))) Co mnie nie dziwi tym razem nikt sie nie wścieka ale śmieje, bo jak bum cyk cyk, miałam kotów na pęczki ale nie takiego, to jest pies a nie kot! Tęskni za dzieckiem, bawi się i pilnuje dziecka, obojętnie czy w kąpieli czy jak jest u siebie w pokoju, ganiają, chowają się, Carmen nie widzi świata poza Julkiem, ja oczywiście jestem “lodówka” ale ona mało je, kaprysi i w ogóle nie miauczy. Nie dopomina się, tylko jak popatrzy to człowieka mrozi hahaha. Świetnie zna barierę drzwi, nie pcha się na dwór, wie, które rzeczy należą do niej – koszyki, pudełka, poduszki i jest im wierna – mi zawsze nocą, śpi koło mnie a wcześniej ok. 20.30 idzie na dół do drzwi zobaczyć czy przyszły już jeże ( mamy rodzinkę, mama i 3 małe ). Nie toleruje na ręce i na kolanka, a głaskanie do bólu tylko wieczorną porą. I maniakalnie wszystko obwąchuje, wchodzących ludzi, buty, nowo przybyłe rzeczy do domu, no psia kocia:)
Faktycznie, potwierdzam są koty co nigdy nic nie zwalają, nie tłuką, mimo tego, że w ciągu dnia szaleją. Chociaż Carmen jak na swoje ok 10-12 mcy raczej bardziej jest zainteresowana tym jak się coś robi, np. lubi odkurzacz a jak się nic nie dzieje to kima…
A tu sufit czyli rozświetlamy Straszny Dwór bez używania zwisów:)
jak napiszę, że reszta relacji z remontu za chwilę to nawet ja w to nie uwierzę:)
Pozdrawiam,
Lambi