środa, 30 listopada 2011

Nie tylko od święta…

 

IMG_5208

 

IMG_5203

 

Podkładka dobrze Wam już znana, ale trochę w innym wydaniu.

Nie ukrywam, że zamierzałam na zwykłe podkładki z Ikea za około 4 zł naprasować wydruk grafiki z GraphicsFairy i już:) Niestety tkanina jest lekko prążkowana i grafika odbijała mi się fatalnie. Wydruki naprasowałam na białej, gładkiej bawełnie z zamiarem naszycia ich na podkładki. W czasie przyszywania coś mi się zmarszczyło i wściekła, że trzeba będzie pruć ( nie cierpię prucia ) akurat skończyłam szycie na gotowej “kieszonce” :) Eureka – pomyślałam, bo jeszcze bardziej praktyczne, po co bowiem jeszcze dodatkowe pokrowce na sztućce, skoro, szczególnie na co dzień podkładka z gotowymi kieszonkami jak znalazł?

U nas podkładki używane są nagminnie, ponieważ zdarza nam się jeść w różnych dziwnych miejscach, a Lulu i jedzenie w naszym łóżku to standard:(  Ale wrzucam ten post tak na szybko myśląc, że  może przy okazji zbliżającego się długiego okresu świąteczno-noworocznego komuś przyda się prosty pomysł na ozdobienie czy starych i opatrzonych już czy nowych podkładek:)

 

IMG_5200

 

IMG_5205

 

IMG_5201

 

IMG_5202

 

Chciałabym jeszcze podziękować za komentarze pod ostatnim postem. Szczególnie te  dotyczące zdrowia i dlatego czuję, że powinnam Wam wyjaśnić okoliczności wypadku. Nie uszkodziłam się przy remoncie, ogólnie jestem osobą mało urazową, w życiu tylko raz miałam zwichniętą kostkę.  Uszkodził mnie mój własny pies a może bardziej moja głupota… Nasza smycz, chociaż wagowo dobrana do 70 kilowego psa coś ostatnio szwankowała – zapewne została już zdewastowana przez notoryczne szarpania Barego, w każdym razie nie zwija się tak szybko jak to powinno być co wydłuża czas reakcji mojej i tym samym kontroli nad psem. Ja się zagapiłam, smyczy nie ściągnęłam i jak ten wyrwał do przodu to już było po mnie… chyba przeleciałam kilka metrów i gruchnęłam o ziemię centralnie na plecy i prawą rękę. Niewiele pamiętam, ale musiało to wyglądać groźnie, bo psy sąsiada do których wyrwał się Bary widzę, że od tego czasu są zamykane… A ja, cóż, minęło prawie dwa tygodnie na Ketonalu i maściach a ledwo wchodzę na stołek. Mam nadzieję, że to minie, bo zaleją mnie łzy wściekłości… Gdybym ściągnęła smycz, wystarczyłoby zaprzeć się nogą, a tak…

 

Dziękuję Wam raz jeszcze i do miłego:)

Lambi

poniedziałek, 28 listopada 2011

Lifting TV-zorni…

IMG_5173

 

Nie ukrywam, że jest to wybitnie post subiektywny. Po prostu czasami tak bywa, że nasze serce “rozpęka” się z dumy a większości to nie rusza, nie zachwyca, nie ujmuje, nawet żadnej różnicy nie widzą. Niestety punkt widzenia zależy od punktu siedzenia… A wieczorne, rodzinne siedzenie koncentruje się od jesieni do wiosny właśnie tam – w najpierw nazwanym “strychowym grajdole” a teraz “telewizorni”. Jakby nie zwał tego pomieszczenia to i tak to składowisko odpadów meblowych w otoczeniu odrapanych ścian z niemieckim rodowodem połączonych z genialną płytą OSB na podłodze… niestety to bach! Zderzenie kruszejącego muru z nowoczesnością jakoś w to wnętrze nie wniosło najmniejszego powiewu świeżości, nadal buro, brudno, buro a pomiędzy tym gdzieś my…

 

IMG_5116

 

IMG_5115

 

img_0005

My, ale tylko od jesieni do wiosny i zazwyczaj wieczorami. Tam skoncentrowała się rozpusta:) Jedyne miejsce w domu gdzie można obejrzeć bajkę na dobranoc, zrzucić materiały budowlane, opalić drzwi z farby, wyszlifować, pomalować, no i popalić sobie fajkę:) Na dodatek nie wierzę, że brzmi to abstrakcyjnie, bo w każdym domu są takie miejsca, niewykończone, zawalone stertą rzeczy z którymi nie wiemy co począć i dokazujemy w nich do woli oswajając się z ich wizualnym bajzlem… przecież i kiedyś przyjdzie na te pomieszczenia kolej:) Mnie to myślenie zawsze uspokaja:) Ale nie do końca.

Właśnie. Większość z Was jest już na etapie ozdób świątecznych.  Też miałam taki plan:) Tylko w moim wydaniu to mało realne, bo jak mam w planie zrobić A i B to zawsze robię C. A jak mam w planie maximum to wyjdzie mi ledwo minimum. Tak mi się wiedzie od ponad półtora miesiąca, ściślej od 13 października. Przez dwa tygodnie tyknąć nic nie mogłam na życzenie pana chirurga. Jak tylko szwy ściągnął rozejrzałam się po TV-zorni i ze stwierdzeniem, że na prowizorkę nawet czasu mi nie szkoda – zadziałałam. Do następnego wypadku zdążyłam położyć tynk na szuchulcowym murze, wcześniej dosłownie zalewając go Unigruntem, e tam… na zdrowie:)  Lałam, tynkowałam oczywiście klejem do marmuru – piękny, plastyczny i niesamowity kolorystycznie efekt – mimo zżartych od cementu opuszków palców efekt jest taki jaki sobie wyobrażałam.

Nie zdążyłam się rozpędzić z dokończeniem TV, za to zdążyłam się nieźle poobijać. Ani ręką ani nogą. Mąż akurat przyjechał, by za moment wyjechać i zastanawiał się, czy dla mojego dobra nie przywiązać mnie do grzejnika. Nie rozumiem jak można nie wierzyć komuś, że nie będzie chodził po drabinie skoro ma problemy ze wstaniem z łóżka?

Faktycznie nie mogłam, no to kurczowo trzymałam się podłogi… położyłam chodniki i już!

 

IMG_5119

 

IMG_5123

 

IMG_5128

 

IMG_5174

 

IMG_5176

 

IMG_5177

 

IMG_5181

 

IMG_5182

 

IMG_5167

 

P.S. Sorry za ten klocek jako podkładka:)

Ale liczydło fajowe udało mi się wyrwać:)

Dziękuję i pozdrawiam

Lambi

środa, 9 listopada 2011

Kominek i żarcik ogrodowy…

 

IMG_5081

 

Oj, tam, oj… kominek już był, ale w zeszłym roku w grudniu i na dodatek w wersji “ co stolarz wystrugał zawiesili na ścianie i git” :)  Przez pewien czas cieszył ten “git” – lepsze to niż patrzenie na wkład kominkowy otoczony podziurawioną od wkrętów płytą GK.

 

IMG_5048

 

Jak na dłoni widać, że wystarczyłoby trochę kolorku i kamienia i sprawa kominka nie tyle przeszłaby do historii co przede wszystkim cieszyłaby oczy. Niestety moje wątłe ciało posiada widać taki sam wdzięk osobisty i z dwóch na dwóch kamieniarzy w okolicy nie miało zamiaru odrywać się od “pilnych” zamówień celem ucięcia czterech maluśkich kawałków granitu… Nic to, że obudowa już lekko się przykurzyła… jak mam wybrać kolor drewna skoro nie wybrałam kamienia? Tak naprawdę już temat powoli odpuszczałam, okrutnie męczą mnie takie rozwleczone projekty_nie_do_dokończenia i albo o nich zapominam, albo ukręcam im łeb idąc na skróty jakąś prowizorką. Gdyby nie fakt, że w październiku dużo się działo w Strasznym Dworze, to pewnie historia kominka miałaby zupełnie inny finał…

A tak, przy okazji nowych drzwi do kotłowni przyszło mi na myśl, że przecież skoro zamawiałam u nich też kamienne parapety, to mogę zamówić kolejne, tylko w dziwacznych rozmiarach:) I tak po 5 dniach w słuchawce usłyszałam : kamień jest!

 

IMG_5037

Urokliwy granit Kashmir White w szarościach – zdjęcie pomyłka:)

 

IMG_5083

 

IMG_5082

 

IMG_5088

 

IMG_5084

 

I poszło już jak po maśle:) Wieczorem przykleiliśmy kamień na klej do marmuru – miałam obiekcje, ciężar tych kamyków nie przemawiał do mnie, że utrzymają się grzecznie w pionie:)) Następnego dnia pomaziałam obudowę Sadolinem HP w kolorze wiśni, ale tylko raz. Dosyć ryzykownie, ale tylko wtedy ten kolor to żadna wiśnia! Bardziej przypomina naturalny kolor starego, wysłużonego drewna, na dodatek trochę osmolonego. Na elementach płaskich, jak proste deski tego nie widać, ale na wszelkich toczeniach, kiedy rysunek słojów jest sam w sobie nieregularny wygląda to rewelacyjnie. Obudowa płaska, raptem 14,5 cm a reszta pudła zabudowy wkładu kominkowego to płyta GK i kratki dolne i górne.

W świetle sztucznym kolorek zupełnie nie ten…

 

IMG_5066

 

IMG_5067

 

Powoli mam nadzieję nadrabiać październikowe zaległości, tymczasem na koniec obiecany żarcik ogrodowy:

 

IMG_5071

 

Barry jej nie podlał, na zimę wszystkie były okryte i mają się świetnie, a ta bidulka uschła. Ale ożyła;)

 

IMG_5080

 

Pozdrawiam serdecznie,

Lambi