środa, 30 czerwca 2010

Ogród codzienny...

Dziwnie się czuję pokazując, czego skończyć prędko nie mogę... 
Mój ogród chociaż  obudzony przeze mnie do życia ze zwałów gruzu, kamienia i pokrzyw, potrzebuje jeszcze dużo czasu, żebyśmy się mogli tak naprawdę zaprzyjaźnić...
Działka jest wąska i bardzo długa... sadzić mogę tylko tam, gdzie planowane wyburzanie budynków nie spowoduje  poważnych strat. Muszę zawsze pamiętać, żeby środkiem był przejazd, czyli zostawiam autostradę i sadzę bokami:)  
Cieszę się  jak z roku na rok posuwam się z pracami dalej i dalej, w końcu jestem sama na dwóch tysiącach metrów!  Nadążenie ze wszystkimi "zabiegami pielęgnacyjnymi" graniczy z cudem... Zaczął się sezon pilnowania róż i obrywania przekwitłych kwiatów, czasami oberwać wszystkie w upale trwa wieki... wieczorem się nie da, gryzą komary, rano to ja śpię:)
Ale też gryzą!
Koniec gadania,  ogród codzienny to taki bez upiększeń, suszą się gatki syna, wietrzy kołdra, stoi taczka z nie wywaloną trawą po koszeniu, rozwinięte szlauchy w kanarkowych kolorach podlewają ogród i nawadniają dziecku besen...
W wazonie zwykłe chwasty z tawułką i lawendą... zwykły codzienny czas...








Z jednego tarasu musimy przeskoczyć na drugi...
Z musu podzieliłam tymczasowo działkę płotami i płotkami na 7 części, nie chciałam efektu  tunelu - wszystko na wierzchu...
Teraz jesteśmy na tarasie " Na Krecie" - kret tam buszował i tak to zostało:)
To 300 m stodoły do której wjechało 13 ton piachu i zrobiła się plaża... Grabiliśmy, cudowaliśmy i tak przerosło zielskiem, ale jest :)






Kolejna część to szuwary, czyli staw a dalej moje pomidory, ogórki i inne wkłady do lodówki:)
W razie pytań dzwońcie, hehe :)
Ale już szerzej na tej wąskiej działce nic pokazać się nie da... no może jak się częściowo wyburzę :)


sobota, 26 czerwca 2010

Sjesta, sjesta...

Ten widok mnie rozbraja... za moment jak się to rozlezie i zacznie uwieszać się na wszystkim dostanę corocznego szału, póki co nacieszmy oko pomieszanym miotem kompilacyjnym. Czemu tak ? Ano jedna kocia mama dba, a druga jak jej się chce... Jak mi się plącze zabłąkane kocie i miauczy w niebogłosy, a "tej" nie ma, albo jak idzie na deszcz, wrzucam do jednego pudła i mam pewność, że i tak wikt i opierunek od drugiej dostaną :)
Patrząc dzisiaj na kocią sjestę lenia dostałam... 



Wiadomo kto będzie rządził :)  Tygrysowaty w pudle rozpycha się jak koronowana łepetyna...

Leń to czy bardziej niemoc mnie dorwała... stado nornic wlazło w rabatki ! Ziemia aż chodzi, wszędzie doły, powywalana kora zmieszana z glebą. Wokół rododendronów rów Mariański, jakbym w życiu tam nie sypała ziemii! 
Kocie dzieciaki śpią a my z Miśkiem kombinujemy...
Jak Misiek nie da rady zostaje raca. Misiek pewnie rady nie da, kuleje. Racą jak wykurzę, to mi zryje franca trawnik, a dopiero dosiewany ( przed chwilą zauważyłam, że rozkopany częściowo przez psa )


Lato mimo wszystko i tak się wdarło nawet do nas. Wszystko chce rosnąć, może jedynie pomidory i ogórki mają jakieś ale i w przeciwieństwie szczególnie do chwastów stoją w miejscu;)
Pojawiły się kwiatki pod tytułem : Będą nas miliony:) I dobrze, chociaż włażą wszędzie, w każdy kamień lubię je i nawet gorszego zielska nie wyrywam - do wazonu wszystko_mi_się_przyda :)


Reszta mojego letniego ogrodu... wszystko rośnie na wszystkim...  Muszę pomyśleć czy te powojniki nie  za daleko już zaszły w swych podbojach i nie potraktować je sekatorem na wiosnę. A idą po wierzbie, po trawie, po bukszpanie, z drugiej strony - niech idą! Moje wino- obcinane i tak idzie gdzie chce... 
Lato z komarami to dla mnie koszmar... najwięcej tego siedzi w krzaczorach, bluszczach, paprociach, tnie okrutnie i wygania do domu na co się nie godzę! 
Kupiłam środki do oprysków, pryskam już dwa dni, ale jak się ma sąsiadów z pokrzywami na 2 m to co to da ? 
Muszę wierzyć w to, że jednak się da... lato przesiedzieć w domu ? Nienormalne!






czwartek, 24 czerwca 2010

Przetwory z róż

Nie pada... słońce wygląda zza pierzastych chmur... dla róż pogoda wymarzona! 
Liście zdrowe jak nigdy, na pąkach prawie zerowa ilość mszyc, oczywiście były jakieś gąsienice ale wywaliłam i podlałam je raz nawozem...
Mam co chciałam, uginający się pod ciężarem kwiatów krzak obsypany mnóstwem kwiatów. 
Teraz trzeba mu ulżyć i odciążyć co_nie_co...
...czyli zrobić przetwory.






Przetwarzam najlepiej i najszybciej jak umiem...
Czas : około 7 minut
Potrzebne : sekator, wazon, woda.
Obcinam co ładniejsze gałązki ale w miejscu na krzaku mało widocznym, ładuję do wazonu, nalewam wodę i mam BUKIET :)


Takie przetwory mogą być wyrazem wdzięczności, sympatii, albo mówić: dziękuję. 
Moje dziękują Wam bardzo mocno i gorąco... zostaję z Wami :)
Ja czułabym się chyba bardziej osierocona bez Was...
Nie chcę już odgrzewać tego kotleta sprzed tygodnia, więc kończę, ale jeśli faktycznie ktoś poczuł się przeze mnie urażony, to przepraszam...



środa, 16 czerwca 2010

Banał...

Jakiego nigdy tu nie oglądali 
Ludzie, kwiat piękny był mi darowany. 
Ale nie wziąłem go, poszedłem dalej, 
„Mam — powiedziałem — piękny krzew 
różany.” 

A kiedy w tamte, gdzie kwitnie krzew, 
strony 
Wróciłem, czule wodę mu przynosząc, 
On się odwracał, jakby obrażony, 
I kolce tylko były mą rozkoszą.


W.Blake
Tytuł przewrotny, bo ja  za tym "banałem" tęsknię pod koniec października jak przestaje mi kłuć majtkowym różem w oczy, a cieszę się jak dziecko już od początku czerwca, kiedy pojawia się milion pąków! 
Dzisiaj przysiadając na ganku na dymka , patrzyłam jak ugina się pod ciężarem kwiatów i dlatego przypomniał mi się wiersz Wiliama Blake'a... taka sama pazera ze mnie...
Niby wycinałam po zimie, ale jednak  cuś skromnie, skoro po pierwszym deszczu muszę krzak podpierać fotelem, inaczej będę miała kolejny mezalians - trawnikowe róże:)


Tu widać podpórkę z fotela :)

Co mam na swoją obronę oprócz pazerności kwiatowej ? Od czterech lat rośnie za szybko, za długo i za cudnie przykuwa oko. Skutkiem tego skubię ją non stop, obrywając przekwitłe kwiaty, przycinając, prześwietlając i wariatce w końcu się uroiło z miłości do mnie, że może być wyższa od żywopłotu... już jej wiele nie brakuje ;)
A ja ?
Cieszę się, bo przez 5 miesięcy mam robotę jak w banku :)
P.S. Blogger mi zjadł 1 fotkę, ale to jeden i ten sam krzak.


 


moc uścisków :)

piątek, 11 czerwca 2010

Magia drzwi...


Drzwi to dla mnie magiczny element domu,  swoim  wdziękiem powinny  "zapraszać" do wejścia i stąd na pierwszym zdjęciu napis  "Welcome"...
Wczoraj miało miejsce zawieszenie drzwi, które odnawiałam tak długo, że wstyd się przyznać. Powiem tylko, że jak zaczynałam to śniegu było po pas:)
Trwało, bo ja mocarna w tych kwestiach dłubaniowych nie jestem, szybko mi się nudzi mozolna praca a drzwi były w stanie agonalnym. Recepta mojego męża była: wymienić - to ulitowałam się i to coś naprawiłam jak umiałam. Wyglądały tak:





Niestety wszystko w tej chałupie tak wyglądało, same strupy, odparzenia, odleżyny,  a nawet gorzej - jak na OIOM'ie:)
Zawieszone i w miarę umyte z resztek  pyłu zachwyciły mnie i wydęło mi klatę z dumy! Jeszcze klameczka i puknąć w zawias krzywo widać wbity i mogę parzeć w nie jak w obrazek:)
Szyldzik kupiłam na klamotach, tamtem poprzedni nie wart słowa uwagi...


Policzyłam, że na 14 pomieszczeń w domu mam 8 par drzwi. Dziwne? Nie... premedytacja moja osobista. Nie lubię jak drzwi jest dużo i są takie same. Dlatego ściągam niepotrzebne, czasami w dziurę daję zasłonki.
Poniżej 1/2 moich drzwi wejściowych ozdobnych, oryginał oczywiście. Tego lata ustępują jednak miejsce nowym drzwiom - szczelnym, antymrozowym i przechodzą w stan spoczynku jako ozdoba jadalni.

Tyle. Starałam się streszczać:) Dla prośbujących Aagi i Li coś w temacie kuchennej rolety. Nie wiem kochane czy ona  Wam się przyda tak "zasłoń-odsłoń", bo szyłam  bardziej z myślą o zakryciu ściany pomiędzy karniszem a oknem. Ale mówię co i jak :

górna część rolety to  kieszonka na rurę i zakładka w dolnej części:

dolna ma kieszonkę na kijek dla obciążenia rolety:

Po zwinięciu wiązana jest na troczki:


Szablon przygotowany do udekorowania roletki i ukoronowania mojej pracy;)

Miłego weekendu!