
...czyli rodzicielska kapitulacja...
Nie będzie wstępu, rozwinięcia i zakończenia. Wydawało mi się po prostu, że uwielbienie do różu, lalek Barbie w tiulowych sukniach i upieranie się do obucia w lakierki nawet zimą uwrażliwiają tą małą kobietkę i są przyczółkiem do estetycznego pojmowania otoczenia. Taa...sie matka omyliła:))
I tu od razu bez ceregieli możemy wdać się w wątek przyczynowo-skutkowy, czyli "mieszka u nas kloszard"...
Od kiedy nasza córa postanowiła przeprowadzić do swojego pokoju połowę talerzy, sztućców, kubków a dumnie za nimi wkraczały na kolejne półki serki, banany, puszki z owocami - nawiasem otwierane tak, jakby ktoś zębami te wieka szarpał; moja partycypacja w utrzymaniu porządku na tym skwerku się sukcesywnie kurczyła...Owszem, jak brakowało łyżki albo kubka, to szło się, darło, że ma wynieść tą zastawę i umyć, ale tydzień później znowu było to samo...
Etap wchłaniania wszystkiego nałożył się na etap "nie mam co na siebie włożyć" i poganiał etapem upiększania wnętrza lakierami do paznokci, "bo mama kapło".
W pewnym momencie poprosiłam tylko, by była łaskawa zamykać drzwi do swojego pokoju - co zresztą nie było specjalnym problemem:)
A ja obiecałam sobie, że nigdy ale to przenigdy palcem nie tknę niczego, bo jaki to ma sens???
I została się ze starą, zdezelowaną szafą, pólkami z płyty OSB, przypadkowymi meblami wpychanymi do jej pokoju, bo chwilowo gdzie indziej nie było dla nich miejsca. Impuls sprawił, że postanowiłam jednak zaryzykować i tchnąć w to niemrawe wnętrze trochę światła i blasku. Tydzień temu skończyła 16 lat. Może z dnia na dzień łatwiej będzie jej zrozumieć, że pokój nie musi przypominać wysypiska śmieci łącznie z unoszącym się z niego odorem ?
To dopiero zajawki, można powiedzieć, że jestem prawie w połowie:)
Szafę jak przystało na szybki lifting zrobiłam swoim starym sposobem. Zmatowiłam, pomalowałam i we wgłębienia wkleiłam tapetę klejem gotowym do tapet. Sposób sprawdzony od lat. Chociaż jak nie miałam kleju a musiałam szybko przykleić tapetę na konsolkę to wkleiłam na farbę olejną:)) Tym sposobem tym razem zrobiłam półki - pomalowałam, a na ostatnią, świeżą warstwę farby przykleiłam koronkę. Ogólnie ma być szaro-brzoskwiniowo i faktycznie na żywo tak jest:))
Już nie ma porównania do tego co było... P. przygotował też wielki stelaż drewniany na tablicę a'la pele mele...uuuu...będzie wyzwanie!







A mnie z tego wszystkiego wzięło na landryny...żal mi tak doszczętnie wywalać dekoracje świąteczne. Najchętniej wsadziłabym w nie jajka i już mogłaby być Wielkanoc:)) A póki takie jakieś zawieszenie ani zima ani wiosna, to u mnie debilny stroik idealnie na okres przejściowy:))
