…tak sobie myślę, że jeszcze wypada pokazać recyclingowe choinki jakie wymodziłam na Świąteczny stół. Wysokie na 45 cm, otoczone świecznikami zrobionymi z kieliszków były w tym roku jedyną i wystarczającą dekoracją. A wszystko przez ten mały kawałeczek tekturki, który jest w środku papierów do pakowania prezentów…nie za gruby, nie za wiotki i w takim super szaro-burym kolorze…i nic to, że choinki miały być 100 % recyclingowe a trzeba było ciągle dokupować nowe papiery pakowo-prezentowe celem pozyskania cennej tekturki, nic to, że Święta były coraz bliżej – huk innej roboty, a ja pieczołowicie kleiłam każdy elemencik parząc sobie paluchy gorącym klejem i jęcząc z powodu odcisków od wycinania nożyczkami, nic to, bo chyba pierwszy raz nie rzuciłam takiej dłubaniny w diabły! Niezwykle jestem z siebie dumna, że wydusiłam do końca sztuk 4! Oczywiście, że miało być 5 sztuk, nie przepadam za rzeczami do pary – no może oprócz butów – ale jednak było to już ponad moje siły... Zmuliło mnie… naczynia mogę myć co chwilę, kleić choinek z tysiąca elementów nie.
I to tyle. Mam nadzieję, że marazm, który we mnie siedzi niedługo odpuści, bo nic mi się nie chce. Totalnie. Śpię albo się snuję, dom obrasta kurzem i pajęczynami a ja na to jak na lato…
Pozdrawiam Was serdecznie i dziękuję!
Lambi