
To był czwartek, prawie rok temu... Kilka dni wcześniej szperałam w necie jak zwykle bardziej za wiedzą niż rozrywką i trafiłam najpierw na forum... a po nitce - do cudownego blogu Fallao "Dom i Styl". Zaczytałam się jak w najlepszą powieść, historia remontu jej domu, jednocześnie talent Fallao, upór, determinacja, umiejętność zarażania optymizmem, pasja do piękna, sprawiły, że poczułam chęć "bycia" w tym świecie... Tak być całkowicie, nie tylko oglądać...
Prawie rok temu, w czwartek 28 stycznia napisałam pierwszy post i nieudolnie, po omacku ruszyłam naprzeciw przygodzie...
Czy miałam wtedy pomysł na blog?
Nie, i nie mam go do tej pory... nawet nie mam zamiaru mieć! Niech zostanie wypadkową nieposkładanych myśli, kilku dobrych i kilku kiepskich zdjęć, bardziej lub mniej udanych remontowych pomysłów... niech zostanie taki jak ja:)
Z okazji zbliżającego się roczku oczywiście ogłaszam CANDY:) Długo myślałam, co mogłabym podarować, co jednocześnie odzwierciedli mnie i moją sympatię do Was... Wymyśliłam, że podaruję kawałek "Strasznego Dworu" w postaci autentycznego, strychowego okienka, jeszcze starszej około 100 letniej podkowy i serducha uszytego przeze mnie.





Okienko jest jedynie umyte, możecie wykorzystać je tak, jak wyobraźnia podpowie Wam najlepiej... a serducho uszyłam ręcznie wzorując się na Małgosi z Low Flying Angels - moje mama postanowiła znowu być mieszczuchem i chwilowo jestem bez maszyny, to znaczy pewnie do czasu kupna:)
Moje Candy mają zasady jak każde:
należy wpisać się pod postem z chęcią uczestnictwa i zdjęcie z linkiem umieścić na swoim blogu. Nie musi to być akurat to zdjęcie z napisem, możecie wybrać inne z kilku pokazanych.
Osoby bez bloga zapraszam:) Należy w komentarzu zostawić swój adres email.
Niestety osoby anonimowe z powodu blokady muszą najpierw stworzyć konto na Bloggerze - zajmuje to dwa kiwnięcia ogonem:))
Wyniki losowania ogłoszę w dniu rocznicy bloga, czyli 28 stycznia. Może zdarzyć się opóźnienie, bo z tym wiejskim netem nigdy nie wiadomo:))

Ostatnio żyję na walizkach a w domu jestem gościem... Jutro znowu w drogę, ale zanim, to jeszcze zdjęcia obudowy kominka, którą udało się przymocować na dzień przed Wigilią, pomimo braku kamienia, koloru i kilku dodatkowych listewek pudło wreszczcie przestało straszyć :)) Dodatkowy plus dla mnie, że z kawałka rysunku na kartce i kilkunastu minut tłumaczenia przez telefon wyszło coś co ma ręce i nogi...niemalże :)))
A jeszcze niżej nic innego jak... ubranko na framugę drzwiową! O tak! Tu kłania się porzekadło :" Im dalej w las..." -tym więcej kole w oczy:) Nie odnawiałam tych drzwi, bo i tak w przyszłości mam zamiar wymienić na przeszklone, dwuskrzydłowe, takie zapraszające jak to ja lubię:) Tymczasem przy skończonych tynkach wargulce na framudze doprowadzały mnie do granic zniesmaczenia... szast, prast, szmatka i wszystko przyczepione na rzep ( w celu prania ) i jakoś milej:)






A co słychać nad brzegiem Dunaju? Specjalnie dla mnie tego dnia nieśmiało wyszło słońce...Tam za mostem miszkają Słowacy, a ja stoję po węgierskiej stronie i obserwuję facetów z wędkami w dłoni, za moment zapadnie zmrok i trzeba upolować coś do jedzenia. Nie koniecznie napaść na tych biedaków, ale dopaść stolik w knajpie:) A jedzenie jest kolorowe jak te śliczne domki... i takie pyszne:))
Wracam nad Dunaj, a Wam dziękuję za odwiedziny, maile, piękne prezenty i życzę miłego tygodnia:)







Lambi