Pokazywanie postów oznaczonych etykietą drzwi. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą drzwi. Pokaż wszystkie posty

sobota, 7 maja 2011

Mur+furtka













Napisalam i skasowalam. Ta skrzynka i ten mur wybudowany mialy powiedzieć więcej, niestety uczucia wywalam za plecy...
Ale skrzynka niczego sobie:)
Rozrysowalam furtkę stolarzowi, mam nadzieję, że nie zabije mnie śmiechem, ale ja ostatnio na nic nie mam czasu, jak wpadam w tą ziemię to znikam...


sobota, 15 stycznia 2011

Candy i pyszności z Węgier...



To był czwartek, prawie rok temu... Kilka dni wcześniej szperałam w necie jak zwykle bardziej za wiedzą niż rozrywką i trafiłam najpierw na forum... a po nitce - do cudownego blogu Fallao "Dom i Styl". Zaczytałam się jak w najlepszą powieść, historia remontu jej domu, jednocześnie talent Fallao, upór, determinacja, umiejętność zarażania optymizmem, pasja do piękna, sprawiły, że poczułam chęć "bycia" w tym świecie... Tak być całkowicie, nie tylko oglądać...

Prawie rok temu, w czwartek 28 stycznia napisałam pierwszy post i nieudolnie, po omacku ruszyłam naprzeciw przygodzie...
Czy miałam wtedy pomysł na blog?
Nie, i nie mam go do tej pory... nawet nie mam zamiaru mieć! Niech zostanie wypadkową nieposkładanych myśli, kilku dobrych i kilku kiepskich zdjęć, bardziej lub mniej udanych remontowych pomysłów... niech zostanie taki jak ja:)

Z okazji zbliżającego się roczku oczywiście ogłaszam CANDY:) Długo myślałam, co mogłabym podarować, co jednocześnie odzwierciedli mnie i moją sympatię do Was... Wymyśliłam, że podaruję kawałek "Strasznego Dworu" w postaci autentycznego, strychowego okienka, jeszcze starszej około 100 letniej podkowy i serducha uszytego przeze mnie.
















Okienko jest jedynie umyte, możecie wykorzystać je tak, jak wyobraźnia podpowie Wam najlepiej... a serducho uszyłam ręcznie wzorując się na Małgosi z Low Flying Angels - moje mama postanowiła znowu być mieszczuchem i chwilowo jestem bez maszyny, to znaczy pewnie do czasu kupna:)
Moje Candy mają zasady jak każde:
należy wpisać się pod postem z chęcią uczestnictwa i zdjęcie z linkiem umieścić na swoim blogu. Nie musi to być akurat to zdjęcie z napisem, możecie wybrać inne z kilku pokazanych.
Osoby bez bloga zapraszam:) Należy w komentarzu zostawić swój adres email.
Niestety osoby anonimowe z powodu blokady muszą najpierw stworzyć konto na Bloggerze - zajmuje to dwa kiwnięcia ogonem:))
Wyniki losowania ogłoszę w dniu rocznicy bloga, czyli 28 stycznia. Może zdarzyć się opóźnienie, bo z tym wiejskim netem nigdy nie wiadomo:))




Ostatnio żyję na walizkach a w domu jestem gościem... Jutro znowu w drogę, ale zanim, to jeszcze zdjęcia obudowy kominka, którą udało się przymocować na dzień przed Wigilią, pomimo braku kamienia, koloru i kilku dodatkowych listewek pudło wreszczcie przestało straszyć :)) Dodatkowy plus dla mnie, że z kawałka rysunku na kartce i kilkunastu minut tłumaczenia przez telefon wyszło coś co ma ręce i nogi...niemalże :)))
A jeszcze niżej nic innego jak... ubranko na framugę drzwiową! O tak! Tu kłania się porzekadło :" Im dalej w las..." -tym więcej kole w oczy:) Nie odnawiałam tych drzwi, bo i tak w przyszłości mam zamiar wymienić na przeszklone, dwuskrzydłowe, takie zapraszające jak to ja lubię:) Tymczasem przy skończonych tynkach wargulce na framudze doprowadzały mnie do granic zniesmaczenia... szast, prast, szmatka i wszystko przyczepione na rzep ( w celu prania ) i jakoś milej:)



















A co słychać nad brzegiem Dunaju? Specjalnie dla mnie tego dnia nieśmiało wyszło słońce...Tam za mostem miszkają Słowacy, a ja stoję po węgierskiej stronie i obserwuję facetów z wędkami w dłoni, za moment zapadnie zmrok i trzeba upolować coś do jedzenia. Nie koniecznie napaść na tych biedaków, ale dopaść stolik w knajpie:) A jedzenie jest kolorowe jak te śliczne domki... i takie pyszne:))
Wracam nad Dunaj, a Wam dziękuję za odwiedziny, maile, piękne prezenty i życzę miłego tygodnia:)























Lambi

czwartek, 4 listopada 2010

Milczenie owiec...



...tak naprawdę jednego barana, czyli moje osobiste. Co można powiedzieć, kiedy wydaje się, że można robić swoje, nawet ze spowalniaczem uziemionym pobytem w domu z powodu wiatrówki ( matko kochana, co za gufffno ), niestety się wydalo, że nie można. Otrzymalam prosty komunikat od trzylatka: "Nie lubię Cię, robisz mi krzywdę" - normalnie bym padla na zawal, na szczęcie mam szesnastoletnią córkę i pewnie to doswiadczenie mnie ocalilo...
Uparcie, aczkolwiek w spowolnionym tempie rzeźbię... czyli kończę wiejską sień. Idzie mi jak krew z nosa, proces gipsowania, którego unikam jak ognia, jest koszmarem, ale w tym wypadku uniknąć się go nie da. Już czekam na frykaski do wklejenia we wnęki i zrobienia zeń swieczników, wnęki sama robię, sama gipsuję, lażę kolo tego jak poparzona.
Czasami wzrok mi się zezuje i nie mogę nie przytachać tego cus:)







To zdjęcie z ręcznikiem uwieszonym na drzwiach - to z postu wczesniejszego. Jaja jakies! Ale już drzwi zrobilam ;) Czyli siara kolejna wyeliminowana! Mam tego bez liku, kwiatek kwiatkiem pogania...









Diesel jakąs miętę poczula do nowej zdobyczy. Od razu rozpierdzielila calą moją dekorację i zadowolona uwalila się na na podlodze... Pokornie swieczki i gąbki pochowalam...








No i gipsuję, gipsuję i gipsuję... żmudna robota...





niedziela, 24 października 2010

Detalicznie, dla osłody...



Zrobilo mi się glupio...zaglądają do mnie same przychylne mi osoby, a ja jak gdyby nic serwuję koszmar z doliny wiązów...
No cóż... ocucil mnie dopiero jeden komentarz, że remont jest jak morska bryza... no jest, ale chyba Wam butów nie powinna moczyć:)
Chyba zaprzestanę przęc wątek o Strasznym dworze.
W związku z powyższym szybko się rehabilituję i ulamki wklejam, tak na pocieszenie...
Bo w sumie naprawdę nie jest źle, remont starej chaty to nie tragedia:)
Najgorsze co może zmęczonego, umorusanego ale szczęsliwego czlowieka spotkać to barykada niechęci, zazdrosci i niezrozumienia...Pal licho wiesniaka, ale i rodzina im bardziej się posuwasz do przodu, tym bardziej zaczyna być w opozycji...
Dosć gadania!
Drzwi mają też stronę zewnętrzną:) Perelka lsni sobie na razie samotnie, ale planu w mojej glowie nic nie jest w stanie zburzyć. Będzie dobrze.











Pani Diesel to pi...pi...hehe:) Calkiem nowa przyblęda, urocza ale i nieznosna. Upatrzyla sobie nas jako cel, ale dostosować się pomimo dwóch kuwet nie umie... Testuje gazety, folie, donice z kwiatami, a nam oględnie mówiąc wcale się to nie podoba. Nie umie prosić o wyjscie - kotka katastrofa!
A drzwi chyba będą strasznie odrapane...





Tymczasowa sień do poprawki i tak dla mnie jest cudna! W sumie jak uporam się z kominkiem zostaną tylko schody i podloga. W porównaniu do miliona rzeczy "przed" to czuję się już jakby "po" :)
Fajnie tymczasowoć odbija się w nowych drzwiowych szybach...









Chwile, kiedy Diesel spi - bezcenne!



Biadolilam na brak hortensji i Zonk! Tesciowa mi ususzyla i dala calą torbę, ot tak... W tle jeszcze pięknis - konik od Penelopy i mój pierwszy wianek. Wianek przyszpilony, bo w ogóle nie zszywany, ale wizualnie wzorowany czy tam odgapiany od Malgosi z Low flying angels.









Udanej niedzieli:)