Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rozmyślania. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rozmyślania. Pokaż wszystkie posty

sobota, 3 marca 2012

Podróże kształcą…

 

IMG_5282

 

Ja jak mucha, (nie jestem mam nadzieję tak wkurwiająca) budzę się dopiero kiedy słońce przestaje robić wyłącznie za światło dzienne tylko zaczyna zdrowo przygrzewać, ogrzewać i nagrzewać. Mucha się budzi, zielone wyłazi spod ziemi a ja zaczynam mieć milion myśli, planów a niektóre zupełnie dziwne…

Dzisiaj udaliśmy się do uroczego, małego miasteczka w masywie Ślęży obejrzeć sobie dom. A co! Dotąd nie zdarzyło nam się mieszkać dłużej na jednym miejscu, niż 8 lat, a ta magiczna cyfra właśnie minęła. Mój dziwny mózg chyba ma to już zakodowane i sam włączył mi ogłoszenia z nieruchomościami na sprzedaż:) Padło na 600 m chałupy z mansardowym dachem i obiecującą kubaturą, no wielki kawał domu, do tego przy drodze asfaltowej i na końcu miasteczka, ale…w miasteczku i szkoła i urząd i więcej niż jeden sklep typu GS otwarty z bożej łaski godzinę dziennie…i to chyba w porywach!

Cóż…dom stoi, dach ma, w środku wysoko jak w kościele, okna jak wjazd do hangaru ale:

1. Zagon z kurami i oczywiście rozkosznie piejącym kogutem pod oknami na drugiej stronie ulicy…

2. Asfalt sołtys zwinął , zawinął, nie wiem, bo to nie asfalt, ani nawet kross dla terenówek ( mi przynajmniej byłoby szkoda samochodu )

3. Z lewa sąsiad, z prawa sąsiad wciśnięty oknami do Twojego ogrodu

4. Działka po bokach tak wąska, że autka niestety musiałyby mieszkać na ulicy

5. Okno, jedno jedyne co było z szybą ( reszta zabita dechami ) tak oblepione muchami, że dzikość serca:)

6. Pies sąsiada po lewej jakiś niewyżyty kastrat na metrowym łańcuszku ujadający nawet na przelatujące powietrze

I tyle mi w zupełności wystarczy, żeby zrobić skuteczny odwrót. Takie luksusy to mam obecnie u siebie plus drące się kocury, srające wróble, kaczki, gęsi, kaczko-gęsi i zastanawia mnie tylko jedno: CZEMU JA MIESZKAM NA WSI?? Hehe…dobre…

Ale skoro się już obudziłam, to przypomniałam sobie, że robota mnie goni. Niechcąco mam mało czasu z powodu jakiegoś wyjazdu w ciepłe kraje i wracamy tuż przed piątymi urodzinami mojego ulubionego synka:) A jak wiadomo “piąte” to okrągłe i trzeba bibkę zrobić. Wymyśliłam dworową imprezę z mnóstwem podwieszonych lampioników i już zrobiłam egzemplarz zwany prototypem: słoiki zakupione z myślą o marynowaniu papryki, drucik galwanizowany i pocięta koronkowa serwetka ( taka do podawania ciast ). Jak się druciko-zawieszka nie przepali, serwetka nie zapali, to zaczynam produkcję masową:)

 

IMG_5279

 

IMG_5281

 

Oczywiście w słoikach papryka też się znalazła:)

 

img_5009

 

To się odmeldowuję, życząc słoneczka, ciepełka i miłego gmerania w ziemi:)

Dziękuję Wam za pamięć i komentarze, pamiętam o tutku choinkowym, będzie!

Pozdrawiam

Lambi

środa, 10 sierpnia 2011

Nie narzekam, ale...








...to nie mial być remont okupiony krwicą i wielodniowym, detalicznym dlubaniem a jedynie "lifting" ku radości malego chlopca... Jakby nie bylo pokój, choć początkowe przeznaczenie mial na pralnio-szuszarnię byl zupelnie wykończony i ... jak się okazalo nie byl. W swojej naiwności myślalam, że na zerwaniu tapet, przyklejeniu sztukaterio-boazerii, wybraniu tapety na szafę i pomalowaniu ściany w paski się skończy; do tego pólki i obrazki, suto pościelone tkaniny, szafa przerobiona przez stolarza i jestem w bajce - niestety - obecnie w kupie gówna!
To nieszczęsne pomieszczenie, jest jedynym w domu do którego prawie nie mialam dostępu, kiedy bylo "remontowane". Będąc w zagrożonej ciąży zdarzalo mi się objechać mineralnym tynkiem ścianę w kuchni ale po schodach nie lazilam, skutki? Oplakane... Po zdarciu tapety zalamalam się kompletnie... Żadna ściana nie ma pionu, plyty lączone z kawalków odchyl na 1 m wysokości mają ponad 2 cm! Drakońskie partactwo!
W tym wszystkim JA - nie mam czasu na demolkę większą niż zakladalam, w końcu mój Lulu kiedyś musi wrócić z wakacji:) Mimo wkurzenia uśmiech być musial, bo moje kochanie nawet dzisiaj nie mialo czasu ze mną pogadać przez telefon:)) Akurat chyba roznosil mamie domek z Mateuszem i Alą;)
A ja?
Roznioslabym caly ten pokój, tak najchętniej, a muszę pokornie zmieniać plany i robić to na cito...czas mnie ostatnio nie lubi...
Tak "ku pamięci" wklejam zdjęcie pokoju przed... byl pokazany niedawno w poście, ale ostatnio bardziej mnie nie ma, niż jestem, to pewnie zapomniany dinozaur jestem:)







Tu już bajzel kompletny, bo szafa wyleciala do nas na dól do sypialni, a wklad niestety jeszcze nie zdążyl... ale jak sobie wspomnę ukladanie tego "wsadu" do mnie trzepie, taka szafa i jej zawartość może doprowadzić czlowieka do rozpaczy! Wspólczuję tym, co się przeprowadzają, brrr...





Przyklad jak papier wszystko przyjmie, hehe, normalnie nie mogę przeżyć tej fuszery... Dobra moja wiara, stolarz, który każdy element dociąl pod kątem i co z tego? Musialabym wyrwać tą ścianę i postawić nową, żeby wszystko wyszlo jak należy.
Takie male nic... niby, a zależność jak cholera!
Jak coś robię zawsze lazi za mną muzyka albo coś...coś w temacie. I w temacie jak znalazl

Julian Tuwim

"Wszyscy dla wszystkich"

Murarz domy buduje,
Krawiec szyje ubrania,
Ale gdzieżby co uszył,
Gdyby nie miał mieszkania?

A i murarz by przecie
Na robotę nie ruszył,
Gdyby krawiec mu spodni
I fartucha nie uszył.

Piekarz musi mieć buty,
Więc do szewca iść trzeba,
No , a gdyby nie piekarz,
Toby szewc nie miał chleba.

Tak dla wspólnej korzyści
I dla dobra wspólnego
Wszyscy muszą pracować,
Mój maleńki kolego.




Póki co - ja się ratuję, koncepcji nie odpuszczam, ale boazeria wisi sobie wyżej, niestety...
Mam jedynie nadzieję, że korygowanie projektu nie zamieni się w koszmar i uda się przy tych krzywych ścianach zamontować listwy przypodlogowe wysokie na 15 cm!







Nic, absolutnie nic nie jest latwe, choć pozornie takim się wydaje... Przecież my się tak naprawdę tylko tu chwalimy, ale wiele osób uznaje to za atak na ich nudne i pozbawione kolorów życie. Anonimowo kąsają jak te durne osy mając nadzieję na spokojny sen, że komuś dokopali.
Czemu o tym piszę skoro mnie to nie rusza?
Faktycznie nie mam żadnych odczuć do ludzi chorych na internet i wyżywających się na kablu, ale żaluję, że nie zadają sobie trudu myślenia... nieludzkie takie...
A tobie losie - dziękuję, dziękuję, że ocalileś mi męża w wypadku, że mogliśmy razem spędzić 15 rocznicę ślubu...dziękuję!



Lambi

sobota, 9 kwietnia 2011

Updejcik konieczny...




...oczywiście dotyczący postu poniżej.
Nie wiedziałam, nie miałam zamysłu doprowadzać Was do stanów przedzawałowych... dla mnie kwestia, że może kiedyś sprzedam ten dom nie budzi we mnie emocji, przynajmniej nie aż takich:) Pamiętam jak przebudowałam dom jednej Pani... właściwie wyprułam go doszczętnie, zwalając kilkunastotonowe stropy i zamurowując stare otwory okienne, by wybijać nowe. Tak z klunkra a'la Zośka powstał dom o wejście do którego biły się wszystkie wnętrzarskie gazetki. Miło było tam wejść, poprzebywać w przepychu kuchni wybudowanej z ceramiki Aquario ręcznie szkliwionej, przejść się po łukowych schodach z kutą poręczą na styl wiedeński, podziwiać z bliska detale, które z wielkim wyczuciem i gustem dodawała Pani Domu.
Dom już od dawna ma inną Panią, życie mojej inwestorki nagle skierowało się na wschód i to nie Polski a świata...
Życie...
Moje, koncentrujące się wśród zagubionych w budowach i remontach ludzi, przypominających zagubione we mgle dzieci - zniosło i było świadkiem wielu dziwnych sytuacji. Zupełne, NIEPOTRZEBNE angażowanie się finansowe w bezsensowne detale to grzech, który widziałam najczęściej. Nic to już nie wnosiło do wnętrza, było przerostem formy nad treścią, obarczone kolejnym kredytem, ale być musiało.
Prawda jest taka, że niektóre wnętrza bronią się same, innym trzeba pomóc. I to nie meblami a małymi elementami architektury jak kominek, jego atrapa, wykusz, wnęka, sztukateria. Wszystko można "podreperować" wizualnie. Złotych klamek raczej nikt nie gryzie, żeby sprawdzić czy tylko złote udają...
Rozwiewając Wasze niepewności i te dotyczące mojego upodobania do plastiku i zasobów mojego portfela - no jak nic sponsor by się przydał, bo my wszystko za gotówkę, żaden bank nam na remont nie łoży...
Okna drewniane nowego typu w niczym się nie różnią od plastikowych, a są ( o ile nie mahoń, bo mam w mieszkaniu ) robione z drewna pożal się Boże. Nawet mają szersze profile od plastikowych czyli zabierają więcej światła. Okna dla mnie są ważne i zostały wymienione z podziałem jaki był ówcześnie, natomiast są dopasowane do bryły budynku, a dom z wyglądu przypomina tłustą krowę:) I krojem okien i kolorem elewacji i innymi zabiegami wizualnie muszę go "odchudzić".
Konstatując - Lambi domu nie restauruje tylko robi na swoją własną modłę. Wg gustu i upodobania, a że ma mega eklektyczne, cóż...






Zapłakane okna, za nimi wicher uskutecznia połamanie świeżo posadzanych bratków w skrzynki... wiklinowe:))


























Bezwietrznie, słonecznie, grillowo - życzę:)
Lambi

piątek, 18 marca 2011

Mdło mi...




ale do końca czerwca może mdlić:)) Później jak wariatka róża wystrzeli różowymi fajerwerkami, będę skomleć, żeby mi nic różowego nie podtykać pod oczy!
Zresztą (tu klepnięcie z otwartej w czółko) przecież mamy psa!!! Po wstępnych pozimowych oględzinach naocznie widać jak bardzo różami zaopiekował się tej zimy i połamał tak do pnia, że pewnie moje obawy przed nadmiarem majtkowego różu są przesadzone i zbyteczne... Nie zdziwi mnie też jak magnolia padnie i zostanie mi podziwianie kwiatków tejże na nalepce w pokoju córy... Trzy lata pilnowałam! Urosła na dwa metry, kwiatów co wiosnę miała bez liku ( oprócz tych obcęgami obcinanych przez Lulu ) różowe kielichy dumnie sterczące na gałęziach jakoś nawet poprawiały smak herbaty wypijanej na ganku... Obecnie chyba sobie zatęsknię za tym widokiem, albo mi gały wylezą jak zakwitnie:)) Zaczynamy się powoli rozglądać za 15 metrowymi sosnami, może 60 kg pies nie da im rady??? Ja w razie czego na Allegro szukam 500 kg odważnika na obrożę:) Niestety...duży pies albo ogród. Barry machając ogonem ścina róże pnące a gdzie nie stąpnie na mokrej ziemi łapą robi dół, a jak się rozpędzi... łoooo matko, tylko koparka i wyrównywanie terenu:))

I tak co nie mróz weźmie w czorty, 60 kilo bydlaka czuwa... młóckarnia na czerech łapach! A niech żre te eko-kurki co samopas to ich jedyne pożywienie, ale mój róż? Wywaliłabym go chętnie na podjazd, tylko jaki płot będzie wstanie go zatrzymać hehe:)) A od ulicy pierza chodzi sporo... wielka to pokusa dla wielkiego apetytu, Barry nie lubi z miski, lubi sobie obrać z piórek i przyrządzić po swojemu.
Ja oczywiście próbowałam się wtrącić w ten kurzy interes i zaproponowałam zainteresowanym własnym drobiem inwestycje w płot, siatki, coś co będzie przypominało namiastkę hodowli na własnym a nie na moim. Na moim się nie da, pies reprymendy też nie otrzymał nigdy i nie otrzyma. We mnie mało jest sprzeczności. Jak mogę walnąć bydlę, że nie pozwala kurzołapom drapać mojej ziemi?
Kura to dobry wynalazek. Ale taka z supermarketu.
Psi monopol na wygniatanie dupskiem rabatek, też średni...
Wniosek do zapamiętania: zamiast tony tulipanów kupić tyle samo cebul i niech się mnoży i mnoży i mnoży ten róż, zawsze jakaś cząstka zostanie. Kopo_cząstka, bo róż mnie budzi do życia:)














Skończyłam to co obiecałam...
Okna do jadalni pojawią się z początkiem kwietnia i obowiązkowo różowe, marmurowe parapety:)
I zrobiłam już pierwsze jajo z mchu, trochę wygląda jak przerośnięty karczoch, ale trawa tak zarośnięta, że jeszcze z tuzin prób przede mną.
I mam chęć na poduszki z nadrukiem różowej hortensji hehe...
Czyli widać mdli mnie od czego innego, ale to nie mdłości poranne;)










Nie zależnie od tego co za oknem, miłego weekendu:)

~ Lambi

sobota, 5 marca 2011

O nie nadążaniu...




Moja kyzynka przyjechała do mnie uczcić swoje urodziny. W prezencie przywiozła mi latarenkę:) Moja kuzynka mimo swojego młodego, dziewiętnastoletniego wieku jest tak mądrą babą, że mogłaby wiele starszych naszej płci zawstydzić...
No tak... ale miało być dziecinnie:)
Zanim jednak, to chcę się pochwalić wiankiem i czasem jakimi obdarowała mnie Kamila z Floralnych Przeobrażeń. Kamilko, bardzo dziękuję!















Czy wypada dzieciowy post zacząć od tego, że od tygodnia mój wskazujący palec u prawej ręki nie widział wody ? Eeee, wypada.
Sczur mi palec zgryzł, cała tajemnica, próbowałam nauczyć się pisać ręcznie i na klawiaturze z ominięciem wskazującego, myć ręce i się ogólnie ( palec wystawiony za kabinę ), smarować kremem, malować oko i... kurcze...ten palec okazał się nie do zastąpienia! Wszystko idzie wolniej, a włożenie rajstop bez zaciągnięcia, no bo plaster, to już cud jakiś!
Moja córka nigdy nie miała zapędów do opieki nad czworonogami, chyba wystarczyło jej, że matka ma i tego pełno. Niestety luby obdarował ją tym nieszczęsnym szczurem, który bytował u niej w pokoju do czasu, aż nie potknęłam się o jego klatkę w łazience...
- Co to ku...źwa? Co ty Fredek tutaj robisz?
- Tłukłem się o kraty, to mi dała wilczy bilet. Na dodatek postawiła w przeciągu, co za baba...
Hmm...przestawiłam więc klatkę, wzięłam przysznic a później siadłam na fotel zapalić, spuściłam rękę w dół i masz! Debilowi spodobał się zapach kremu i po palcu!
Czasami wystarczy zrobić albo powiedzieć prawie nic...
Zwykłe:
- Ooo, jedziemy, póki policja ma co robić - prowokuję Lulu do dywagacji nie mających końca...
- A kto daje mandaty? - pyta
- Policja i staż miejska
- A policja zamyka ludzi do klatek?
Hehe... Pytanie na dziś... a na jutro- jakie on kwiatki będzie sadził w zeszycie?
A ile par skarpet będzie umiał upchnąć w przestrzeni pomiędzy oparciem a siedziskiem fotela ? :))
Skoro ostatnio rąk nie moczę, to odkurzam i wymiatam kąty.
Przy okazji wymiatania skarpet przypomniała mi się męska i kobieca wizja PRANIA.
Męska: zrobić pranie, to zrobić pranie, czyli uruchomić pralkę na mielenie.
Kobieca:
1. Obchód całego domu, szafy, podłogi, fotele, krzesła, łazienki - znajdowanie tego, co powinno znaleźć się w koszu na brudy, ale jakoś tam nie trafiło...
2. Segregacja
3. Załadowanie wyselekcjonowanego gatunku brudnych łachów do pralki.
4. wyładowanie, zataszczenie,powieszenie na suszarkę
5. ściągnięcie wysuszonego prania
6. Wyprasowanie
7. Rozdział i odkładanie do szaf...
uff...
do następnęgo prania, czyli do jutra:)







poniedziałek, 28 lutego 2011

Dylematy na dziś...












Wystarczy popatrzeć jaki codzienny obrazek zastaje się po "fachowcach" a odechciewa się rozpoczęcia kolejnego sezonu remontowego... Jeśli chodzi o "speców" mamy wyjątkowe szczęście trafiać na tych od odstawiania fuszerek, nie rozstających się z butelką, filozofów od siedmiu boleści, bałaganiarzy do kwadratu porzucających narzędzia jak leci, by nazajutrz pół dnia szukać kielni. Zazwyczaj stratni jesteśmy ponad to, co było do zapłaty umówione. Trzeba zainwestować w zeszyt i skrupulatnie zapisywać każde 15 zł - wiadomo na co... Przy końcowym rozliczeniu trzeba zainwestować w środek na uspokojenie, bo zeszyt nie excel wprawdzie, ale wskazuje, że to nam trzeba dopłacić i pan "fachowiec" mocno się pieni ze wzburzenia... Nigdy przy tym nie doliczamy strat... w końcu zabetonowana trawa sobie jakoś poradzi. Czy ktoś widział trawę, która nie potrafi rosnąć na betonie???

W tym roku doszedł kolejny stopień trudności w postaci P. i jego veto na wszystko co powiem. Rozumiem, że w zeszłym roku koparkę za wcześnie zamówiłam i koleiny na pół metra zrobiła... ale zasypałam, trawkę posiałam i już w czerwcu tematu nie było:) Rozumiem finanse...dlatego człapiemy sobie sezon po sezonie, że żaden bank nas nie sponsoruje...ale jak mam zlikwidować widok komina ( wąska działka ) bez zrobienia ścieżki po łuku? Ścieżka slalom nie, bo węgiel taczką trzeba wozić po prostej...sic! Od tyłu się nie da, bo gmina nie odśnieża. Kotłownia dosłownie pośrodku wąskiej, długiej jak kicha działki. Pomyśleć tylko, że kolejny mój pomysł to wiatrołap a później taras przy domu... same slalomy!!! Żadnej prostej!
Póki co padło jedynie na wymianę okien w jadalni. Świetnie! Do pakietu potrzebny tylko bujany fotel. Będę się bujać gapiąc w te okna i udając, że konająca rudera po drugiej stronie ulicy to deja vu.
Nigdy nie chciałam teraz, zaraz, natychmiast, ale jak wizje uciekają mi sprzed oczu to jakbym ślepła i gasła. Chyba takich jak ja można tylko zniszczyć jednym - odebrać nadzieję...

czwartek, 17 lutego 2011

Dzień kota...tego w głowie?



Dwie godziny doklejania kilku zdjęć do bloga to dla mnie za długo...próbowaliśmy coś z tym zrobić, ale TP'sa poprzestała na dostarczeniu nam modemu i umowy...fajowo, nie?
Niestety to jedyny tak humorystyczny wątek (!), reszta będzie jak smaganie batem...
Nie wszystko da się zmienić jak to "coś" poniżej. Można też wyrzucić i za cenę 5 gałek jakie wybrałam kupić nową komodę. Żaden problem.
Gorzej z inwentarzem...
Mój mąż nigdy nie miał zwierząt i nigdy do nich nie łaknął. Szczęściarz po prostu - to moja konkluzja po latach! Mądry, zdrowy człowiek! Niestety zadał się ze mną...toleruje, ale chyba jeszcze bardziej udowadnia sobie swoją podświadomą niechęć czy nie-potrzebę. Wiele razy widział mnie pogryzioną i podrapaną przez koty, które ratowałam. Zimą nie okazywały wdzięczności tylko zamieniały się w stadne, dzikie bestie, które na widok jedzenia rzucały się najpierw na mnie, a potem na siebie nawzajem wbijając sobie pazury w czoło. Przykry widok. Przykre doświadczenie. Tym bardziej, że P. kojarzy mój wylew z kotami a to był tylko przypadek.
P. nadal nosi siaty z puszkami i żwirkami, płaci za to też jego karta. Pewnie często myśli dlaczego w każdym pokoju w naszym domu jest jakieś zwierzę? Mogę powiedzieć jedno - bo nie jestem taka mądra jak Ty, kochanie!
Na własnej dupie doświadczyłam, że zwierzęta są niewdzięczne. Są interesowne. Bezczelne. I powinny być dostępne dla ludzi odpowiedzialnych. Odpornych na ból. Odpornych na porażkę...
Szczerze mówiąc nie widzę sensu w opisywaniu jak Diesel sika na wykładzinę mimo posiadania kuwety i jak bardzo mi to nie leży, bo nie po to walczę ze smrodem zgnilizny, stęchlizny, grzybem i wilgocią, żeby czuć smród kocich szczochów.
Niestety kot swoje święto ma, ale czasem jest jak świnia.



Komoda upiór - przed:





Widziały gały co brały:)




Przygotowany stelaż na tablicę. Docelowe wykończenie w tkaninie. Na razie gryzę się z materią...




Jej wysokość "gała" i komoda po przeróbce.











środa, 17 listopada 2010

O chwilach nieudokumentowanych...

Remanent uczuć powinnam napisać, byloby bardziej zrozumiale:)
Mam cudownego trzy latka, który upiera się, że ma lat pięć, bo umie literkę "o" i "a" i wklęca slubki...
Moje zabytkowe auto dzisiaj zastrajkowalo pod warzywniakiem. Trzy razy zapodalam "R" i niestety odmowa. Zdziwilam się swojemu spokojnemu duchowi i wylączylam silnik, po czym wlączylam i na cofaniu Julus powiedzial: Mamo, wyjechalismy z blota!
Czasami z autem jak z kompem, trzeba wyjsć i wejsć:)
Swoją drogą, może wystarczy ratowanie starych domów hehe :) Nie, jednak obok tego auta nie można przejć obojętnie... to prawdziwa limuzyna z klasą i oczywiwiscie z pelnym wyposażeniem, tylko kaprysna...
17.35
- To mój tata psyjechal?
- Tata! A mama dzisiaj psywiozla mnie do domu, takim wielkim, slicnym samochodem! Niebieskim, blue:)
Bo Lulu jak obadal wszystkie kolory po polsku, to teraz ma manię angielszczyzny i męczy... Lego po domu zbiera i yellowów szuka:)
A ja ?
Zadowolona jestem, jest cudoownym, wrażliwym dzieckiem, chociaż za bardzo czasami samodzielnym.
I dlatego staram się nadrabiać jego foty i filmy z toną srubek rejestrować. Przecież to za moment uleci i będzie z niego poważny jegomosć...

poniedziałek, 8 listopada 2010

3P, czyli praca, problemy i przyjemności...



Jestem dzisiaj bardzo przygnębiona...człapię po domu jakby z kamieniem uwieszonym u szyi a problemy staram się utopić w pracy moich rąk. Pisałam już wcześniej, jak męczy mnie to pudło, które miało nie tylko grzać ale też wyglądać - czyli kominek. Obudowa stoi lat 5 ale nic ponadto. Jakiś czas temu miałam zrobić projekt i wysłać stolarzowi, jak wiadomo czas nie chce być jak gumka w majtach i rozciągać się według mojego życzenia, to i projekt sobie był nadal w planach...do dzisiaj...kiedy znowu przez przypadek wydały się kłamstwa mojego dziecka...
Lepiej ręce zająć rysunkiem, niż walnąć pięścią między oczy, a na to miałam ochotę... Tyle rozmów, tyle obietnic i nic... powracamy do nieufności, śledzenia i bawienia się w szpiega, kolejna paczka fajek schowana w rękaw swetra daje mi w ręce instrument rodzica inwigilatora, prokuratora i sędziego w jednym.
Tak cholernie przykro, że człowiek jako rodzic nie dał rady...Poległ, bo? No właśnie, dlaczego?
Milion myśli, dwie czarne kredki i portal kominkowy rozrysowany w skali 1:1
Chociaż Pan stolarz prosił zaledwie na kartce...








Przeczytałam już milion rad, rozmawiałam z wieloma rodzicami i fachowcami i nie mogę zrozumieć jednego zdania: "To taki głupi wiek". To usprawiedliwia moją córkę przed kłamaniem, oszukiwaniem, kradzieżą? Nie umiem do niej dotrzeć, obiecuje mi i dalej kłamie. Mimo tego, że umiem zwietrzyć każdy podstęp zdarza się, że usypia moją matczyną czujność i bezczelnie to wykorzystuje. Zaczynam patrzeć na nią jak na wroga... okropna bezsilność, bezsilność spowodowana wydojeniem uczuć i wyczerpaniem kredytu zaufania...
Uciekam w pracę ale nie w zapomnienie i czuję, że daję się deptać w imię czegoś czego ona mam nadzieje kiedyś się nauczy...kochania...dawania...nie brania i odwracania się nastoletnim zadkiem jak to ma miejsce dziś i teraz...

Miałam pokazać wszystko już na gotowo, ale kto wie czy doczekam, to może małe coś nie zaszkodzi? ;)
Moja mania drzwi w skali mini...z kolejnych, stareńkich do kolekcji zrobiłam świecznik. Wystarczyło przykręcić zardzewiały "dinks" i gotowe. Jeszcze wtarłam trochę turkusowej farby, na zdjęciu średnio widać, szkoda. Drzwio-świecznik już w docelowej wnęce za kominkiem, ale wnęki jeszcze też nie wykończyłam, szlifowanie muszę odłożyć aż zdrowy Lulu pojedzie do babci. Jest malutki, alergiczny a te pyły zdrowego konia potrafią powalić.







Kilka z Was zauważyło wieszak. Przyznam się, że tak "o" oparty na konsolce stał i nawet nie zwróciłam na to uwagi robiąc zdjęcia:) Teraz pokazuję go z bliska z premedytacją: jak zawiśnie w docelowym miejscu to tak go płaszczami oblepią, że nic go widać nie będzie!







Mimo tego, że staram się pilnować i jak mantrę nucę: "Kończysz teraz sień" - to i tak gdzie mnie nie zawieje muszę coś przywlec. Tym razem padło na pojemniki, bo im uszczelki "zasysały" hehe...Mały wiecznie coś zacznie a nie dokończy i mam dylemat czy wywalić te drętwe biszkopty czy nie? Teraz wrzucam do słoja, choć jak wiadomo nasze wytłumaczenia, że coś jest niezbędnie potrzebne bywa mocno naciągane:)
Ale bywają też "ale"! Przy okazji wizyty w budowlanym wyciągam poduchę z kosza i wołam za idącym przodem osobistym przystojniakiem: " Ej, wrażliwy! Nie chcesz? Zima idzie, będzie Ci wygodniej przed telewizorkiem!". Wrażliwy nawet sekundy się nie namyślał.

Stara jestem i wiem, że od problemów nie da się uciec, ani w pracę ani w przyjemności...Wiem, bo próbowałam. Rzeczywistość potrafi dopaść Cię nawet we śnie. Tylko co jak człowiek nie chce uciekać a nie umie się uporać?