poniedziałek, 28 lutego 2011
Dylematy na dziś...
Wystarczy popatrzeć jaki codzienny obrazek zastaje się po "fachowcach" a odechciewa się rozpoczęcia kolejnego sezonu remontowego... Jeśli chodzi o "speców" mamy wyjątkowe szczęście trafiać na tych od odstawiania fuszerek, nie rozstających się z butelką, filozofów od siedmiu boleści, bałaganiarzy do kwadratu porzucających narzędzia jak leci, by nazajutrz pół dnia szukać kielni. Zazwyczaj stratni jesteśmy ponad to, co było do zapłaty umówione. Trzeba zainwestować w zeszyt i skrupulatnie zapisywać każde 15 zł - wiadomo na co... Przy końcowym rozliczeniu trzeba zainwestować w środek na uspokojenie, bo zeszyt nie excel wprawdzie, ale wskazuje, że to nam trzeba dopłacić i pan "fachowiec" mocno się pieni ze wzburzenia... Nigdy przy tym nie doliczamy strat... w końcu zabetonowana trawa sobie jakoś poradzi. Czy ktoś widział trawę, która nie potrafi rosnąć na betonie???
W tym roku doszedł kolejny stopień trudności w postaci P. i jego veto na wszystko co powiem. Rozumiem, że w zeszłym roku koparkę za wcześnie zamówiłam i koleiny na pół metra zrobiła... ale zasypałam, trawkę posiałam i już w czerwcu tematu nie było:) Rozumiem finanse...dlatego człapiemy sobie sezon po sezonie, że żaden bank nas nie sponsoruje...ale jak mam zlikwidować widok komina ( wąska działka ) bez zrobienia ścieżki po łuku? Ścieżka slalom nie, bo węgiel taczką trzeba wozić po prostej...sic! Od tyłu się nie da, bo gmina nie odśnieża. Kotłownia dosłownie pośrodku wąskiej, długiej jak kicha działki. Pomyśleć tylko, że kolejny mój pomysł to wiatrołap a później taras przy domu... same slalomy!!! Żadnej prostej!
Póki co padło jedynie na wymianę okien w jadalni. Świetnie! Do pakietu potrzebny tylko bujany fotel. Będę się bujać gapiąc w te okna i udając, że konająca rudera po drugiej stronie ulicy to deja vu.
Nigdy nie chciałam teraz, zaraz, natychmiast, ale jak wizje uciekają mi sprzed oczu to jakbym ślepła i gasła. Chyba takich jak ja można tylko zniszczyć jednym - odebrać nadzieję...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Witaj ! Dobrze wiem o czym piszesz. Dopiero pożegnałam się z ekipą remontującą kuchnię. Remont trwał 5 dni, a sprzątanie po nich tydzień. Mieszkam w tym domu pięć lat, a jestem na półmetku w wykańczaniu i naprawianiu.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony dom urządzony w "jeden tydzień" jest domem bez duszy. Dom tworzy się całe życie.
Pozdrawiam i ślę moc pozytywnej energii
...to przykre,ale prawdziwe co napisalas....
OdpowiedzUsuńDlatego my WSZYSTKO robimy sami-möj mäz razem z bracmi zbudowali nasz dom,hale,i inne potrzebne budynki.Bo inaczej to tak jak poiszesz-malo,ze trzeba podwojnie zaplacic to jeszcze na koniec samemu trzeba to poprawic.
Teraz mamy w planie zabudowac taras jakies 30m2.Dach ma byc kryty a sciany cale oszklone.Trzeba tylko zamöwic okna, reszte zrobimy sami..Takie zycie.Zycze wiecej szczescia !!!
ech jask ja dobrze znam te "dylematy" Z fachwocami mam juz coraz mniej do czynienia, bo Ci niezbedni to juz narobili co mieli narobic , a resztę własnymi rekami dlubiemy... Jedynie czeka nas jeszcze ekipa do dachu(obawiam się o rosliny które rosną wokól domu) i ekipa ,która wybuduje taras. (tu rowniez z moim mężem mamy lekki konflikt, co do wielkosci i kształtu owego tarasu ;))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i powodzenia :)
Raz pod górkę raz z górki. Też mam takie fazy, że nie damy rady i wszystkie te marzenia o własnym domu to jakaś totalna utopia.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci lepszych dni ;-) i uszy do góry.
Miałam do tej pory szczęście natykać się na ekipy szybkie, sprawne, jeść i pić nie wołające a do tego sprzątające po sobie na błysk. Jedyną ich wadą jest ... brak czasu dla mnie :))) A po 8 latach mieszkania czas na generalne odświeżenie WSZYSTKIEGO. Podziwiam Twoją determinację. Takie wywalczone w bólach pewnie bardziej cieszy, kiedy jest już po wszystkim, ale "w trakcie" dobija. Ten fotel w oknie to dobry pomysł na ładowanie akumulatorów po kolejnym zeszytowym bilansie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDorotuś, trzymaj się !!!!!!
OdpowiedzUsuńKobieto - ale Tobie takie zniszczenie chyba nie grozi? Bo ja tu żadnej beznadziejnej sytuacji nie widzę - ot typowe dla wiosennego (a nie zimowego - o nie!) przesilenia zmęczenie materiału - dasz radę !
OdpowiedzUsuńMężowe kręcenie nosem na własne ogrodowo-domowe pomysły znam, czasem sprowadza na ziemię, a czasem jest tylko typowym kręceniem, więc się nie daję - i tym samym ścieżka na taczkę z węglem u mnie prowadzi nawet przez ogrodową rabatę - slalom gigant ;) Ale daje radę...mąż znaczy się ;)
Kawał dobrej roboty za Wami i przed Wami na pewno też !
Pozdrawiam !
będzie dobrze!!! :)
OdpowiedzUsuńLambi, ja mam ten ogromny problem ,że u mnie wszystko mogłoby być na ,,już,,. Od urodzenia w przysłowiowej ,,gorącej wodzie,, jestem kompana.
OdpowiedzUsuńDzisiaj biegnę z obiecanym wiankiem na pocztę, bo obawiam się ,że jeszcze dzień i będę musiała pisanki domontowywać.
Ja niestety należę do ludzi, którzy chcieliby wszystko już i teraz. Przeciągające się remonty, czy rzeczy do zrobienia męczą mnie psychicznie bardziej niż fizycznie. Ma to w prawdzie swoje dobre strony ale też te złe. Czasem żałuje, że się nad czymś nie zastanowiłam, nie zrobiłam inaczej, nie poczekałam... uczę się tego dopiero. To chyba brak cierpliwości. Ale myślę, że u Ciebie (z tego co czytam to masz w sobie mnóstwo energii i zapału) jest to zniechęcenie z braku słońca:0 Przyjdzie kolorowa wiosna, zastrzyk energii i znowu będziesz mieć zapał do działania:) W każdym razie ja Ci tego życzę:)!
OdpowiedzUsuńZatrudnić fachowca to problem, najlepiej brać kogoś z polecenia. Ja do tej pory miałam w miarę szczęście do nich ale słyszałam nie jedno, wiem że umowy powinno się podpisywać przed robotą. Bo umowa powinna być, z wyceną i wyszczególnioną listą rzeczy do zrobienia.
OdpowiedzUsuńNajgorsze jest jednak to że zatrudniamy ludzi do podłogi, okna, ścian i innych rzeczy bo chcemy mieć z głowy i porządnie, a prawda jest taka że trzeba nad nimi stać i pilnować na każdym kroku. Najlepiej jest w takim wypadku zrobić samemu!! Nauczyć się podszkolić i zrobić to do czego był potrzebny fachowiec.
Faceci niestety są tacy że podcinają skrzydła, a marzenia trzeba mieć.
Życzę Tobie spełniania tych marzeń.
W.
Prawda! "Fachofcy" maja w sobie jakieś takie azjatyckie podejście do porządku. Po każdym etapie prac następuje seria odkryć archeologicznych w postaci puszek po piwie w przewodzie kominowym, butelek po wódce pod pryzmą piachu czy stertą gałęzi. O niedopałkach rzucanych jak popadnie nie wspomnę. Co ciekawe zauważyliśmy, że rzemieślnicy starej daty nie maja w zwyczaju choćby zgarnąć śmieci budowlane w jedno miejsce ale dbaja o własne narzędzia. Młodzi robiąc jedno niszczą drugie w tym własne rzeczy. Tynkując ścianę zafajdolą podłogę bo po co podłożyć np karton itd. Nauczyliśmy się, że pod naszą nieobecność obejście bardzo szybko przybliża się do stanu w jakim zastaliśmy dom przy kupnie. To niewiarygodne tempo! Jakiekolwiek tłumaczenia nie docierają do nich. Ostatnio jak zatynkowano nam okna przy okazji tynkowania ściany żona usłyszała cytuję:"Pani se weźmie śpachelką zetrze nic nie będzie widać bo przecież tynkujemy" Na uwagę że i owszem ale ścianę a nie okno mina jegomościa była taka, że cieszyliśmy się, że nie posiadamy zdolności czytania ludzkich myśli! Życzymy wytrwałości po stokroć!!! Pozdrawiamy z nad Kwisy.
OdpowiedzUsuńLambi....gdy tak czytam...natretnie wraca mi wspomnienie roku 2003, gdy przebudowywalismy baaaaaaardzo stary dom (ja i moj owczesny narzeczony, co to - wiesz, taki do konca zycia mial byc) i....to co pisalas o "FAHOWCAH" - tak ich wowczas nazywalam calkowicie pokrywa sie z moimi doswiadczeniami.....zdewastowany ogrod, zniszczone azalie i rododendrony....sufit, ktory doslownie z hukiem zwalil sie na moja jedwabna narzute w sypialni......byc moze gleboka awersja do fachmanow wszelkiej masci pojawila sie wlasnie wtedy....
OdpowiedzUsuńNie mniej jednak nie przejmuj sie... najmniejszy kroczek naprzod wbrew obowiazujacym przekonaniom - moze okazac sie krokiem milowym.... obudzic lawine:-) te pozytywna, rzecz jasna - czego z calego serca Ci zycze, Lambi:-))))
Pozdrawiam cieplutko
No... czasem lepszy maz sprowadzajacy na ziemie marudzeniem, niz bladzacy w oblokach i nie widzacy (lub udajacy, ze nie widzi) waznych aspektow sprawy. I nie mowie tu o blahostkach typu zakrecona sciezka... A, tak sie niekonkretnie pozalilam, a co :) W kazdym razie nie siadaj jeszcze na tym bujanym fotelu, kochana. Masa roboty przed Toba ;) A maz pomarudzi i przestanie.... Pozdrawiam slonecznie. Sylwia
OdpowiedzUsuńSiedziba Nawojów, dokładnie! U nas ułańska fantazja niektórych polegała na przelewaniu wina do butelek plastikowych po coca-coli, tak żebyśmy sobie myśleli, że właśnie takową spożywają:)) A w stajni pod słomą chowali to, co po fajrancie zabierali bezczelnie ze sobą!
OdpowiedzUsuńZ tynkowaniem to już ich stały motyw, ja osobiście zaklejałam okna folią, a jak z jednego okna folia spadła, to też zatynkowali:) I zagadka: co zrobić z nadwyżką zaprawy z taczki? Wywalić na żwirowy podjazd...i tak dwa tygodnie wywalania i mam podjazd betonowo - żwirowy:))
Pozdrawiam Was:)
Margot, to "obudzić lawinę" bardzo mi się podoba:) I dużo w tym prawdy, bo jak się już zacznie, to jakoś leci;))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Oj! jak to czytam to muszę przyznać że ja do ekipy maiłam szczęście. Mój Pan Farnek i jego ekipa to ginący gatunek uczciwych, pracowitych ludzi. Wszystko było na czas i bardzo solidnie. Pracowali 6 dni w tygodniu po 12 godz na dobę. Mimo to plac budowy uprzątany był 2 sezony ale tylko dlatego, że z oszczędności robiliśmy to sami a z braku czasu dopiero na koniec budowy. Ogród nadaj jest w trakcie...
OdpowiedzUsuńżyczę ci dużo sił i energii, bo pomysłów Ci nie brakuje
pozdrowienia
Ewa
droga lambi,
OdpowiedzUsuńpodczytuje sobie Twój blog od jakiegos czasu bo jest wspaniały, to co tworzysz jest cudowne i stanowi dla mnie wielką inspirację- jesteś moim guru urządzania, ale... no właśnie- mam wrazenie, ze wcale Cię to, co robisz nie cieszy, Twoje wpisy sa smutne a zycie wydaje sie pełne przeciwności? czy Ty jesteś w tym domu szczęsliwa? czy to tylko ostatnio taki okres? prosze o trochę wiecej uśmiechu!!! jesteś WSPANIAŁA!!!
Po coca coli powiadasz! Jak remontowaliśmy nasz dom pod Wrocławiem gdzie mieszkamy (tak, tak tez stary ale nie aż tak) mistrzostwo to było jak jeden z "łopaciarzy" popijał sobie mleko z folii. Majestatycznie łyk po łyku. Oficjalnie. Do tego trzymał sobie woreczek w cieniu jabłonki. Aż nam upadł na trawę! Co to za mleko? Od wściekłej krowy było? Później dowiedzieliśmy się, że przelewał sobie tanie wino żeby nie wzbudzać podejrzeń. Do czasu nie wzbudzał. Teraz się z tego śmiejemy, ale pamiętam, że oddałem do skupu chyba z 3 kilogramy puszek po piwie. Każdy remont ma to do siebie, że kiedyś się kończy!! Pozdrawiamy
OdpowiedzUsuńSiedziba Nawojów, eee...no to dawno musiało być albo białe winko było;) Teraz te woreczki na mleko to prawie przezroczyste:)) A przy okazji się wydało skąd u Was remontowe doświadczenie;) Mam na myśli, że to drugi dom. Ba! Rezydencja:)
OdpowiedzUsuńDla chcącego nic trudnego - wcale nie musi się kończyć;) Pozdrawiam i dzięki!!
Ewo, dawaj mi tu tych mistrzów! Jak daleko, to helikopter podeślę:))
OdpowiedzUsuńSylwio, racja. A jakby mu nie przeszło to nie slalom gigant a labirynt mu zrobię hehe:))
W. - święte słowa. Naprawdę staram się robić wszystko sama, wtedy przynajmniej mam jasny obraz sytuacji. Muruję, tynkuję, kładę kafelki, gipsuję, kładę deski podłogowe (dłuższe na pióro-wpust niestety wymagają pomocnika), oprawiam drzwi i okna (robotnicy obią to tylko na ostro), montuję bądź muruję parapety, montuję listwy przypodłogowe, kładę tynki strukturalne, robię wylewki, opaski wokół drzwi i okien, maluję, akryluję, uszczelniam, dodatkowo wszystko robię na ogrodzie oprócz noszego 40 kg kamieni a mimo wszystko czasami potrzebna jest "fachowa" pomoc. Widać już mój mózg ma dość wiedzy:))
OdpowiedzUsuń"noszenia"
OdpowiedzUsuńFantazjo, mnie nadal "nosi" ale kilka klapsów od życia nauczyło mnie względnej pokory:) Teraz czekanie to nie jest problem, ale został jeden: jak ktoś mi mówi, że coś jest "niemożliwe_do_zrobienia" to znaczy, że rozmowa nie ma sensu. Wszystko jest do zrobienia, od najmniejszych po największe na świecie rzeczy. To tylko kwestia mobilizacji.
OdpowiedzUsuńA z wiosną to prawda:) Wybitnie wiosenna ze mnie osoba i mogłoby już coś wybić z tej, jak mówi mój czterolatek "zaparzonej" trawy:)
Co to za wpis?Blogi pomyliłam :x? Na "veta" od panów - P.,A.,J., czy jak kto tam ma - to się przytakuje,a robi się swoje.....Lambi,bo za chwilę nie będzie co "macać",pamiętasz ? No...To avanti :)
OdpowiedzUsuńKamilo, ech! Po co biegłaś na pocztę, mogłaś przywieźć;) Poza tym jaj u nas pod dostatkiem:))
OdpowiedzUsuńZainspirowana - dziękuję:)
Arcobaleno, wpadaj częściej:) Postraszyłam, że przez rabatkę żwirową będzie jeździł i już ścieżka po łuku mu pasuje;)
Aagaa, dzięki:)
Miro, nic nie rozumiem. Fajni a nie do zdobycia???
Pstryczek do kinkietów łazienkowych miałam tam gdzie wanna,a hydraulik znikał na kilka dni pozostawiając wszelkie swoje narzędzia.Na obiad wyskakiwał.Biedaczek-tasiemca miał chyba. Znikali i inni.Dzięki temu kilka par roboczych portek miałam :-)A! I obiady.Komu obiad?-bo zamawiam-pytał P.Wszyscy murarze ręka do góry.A jak do podliczania i odliczania nieszczęsnych mielonych doszło to omal z żołądka całej treści nie wyrzucili.
OdpowiedzUsuńJoasxa, przy takim zawołaniu, non ci va nie wypada mi powiedzieć;)
OdpowiedzUsuńLi, łożesz, mam nadzieję, że chociaż kupne były... właśnie se o Tobie myślałam, ale nie naciskam;)
No, u progu skrzynki jednocześnie stałam :)
OdpowiedzUsuńJasna cholera!! Napisałam sie jak dziki osioł i mi wcięło:/ wrrrrrr
OdpowiedzUsuńNiesamowicie dużo u was zmian!! Jak przyjadę w lecie to domu nie poznam!! Przepraszam że tak mało mnie ostatnio .. chciałabym mieć moc rozciągania doby ...
I buziaka starszej chciałam dać .. urodziny miała a ja nawet życzeń nie złożyłam .. wyrodna ciotka!! :/
Czasami mam wrażenie że przy twojej pisaninie moja blednie już na wejściu .. doczytałas? ..
Ps o fachowacach nie bede pisała bo chce miec spokojny wieczór .. i noc ..
Pozdrawiam serdecznie:*
lambinko...ja nie mam szczęscia do ekip budowlano-remontowych...i nie znam nikogo kto ma...duży remont-duże doświadczenie z budowlańcami...ja myslę,ze to osobny gatunek ludzkosci..i jakosik ich nie darzę sympatią-dlatego tez postanowiłam sama byc bobem-budowniczym! nie poddawaj się!!Nadzieja umiera ostatnia!!POWODZENIA
OdpowiedzUsuńHehe, ciotka Edzia się nie martw, że wcięło, przyjedziesz to wyłuszczysz;) Doczytałam, doczytałam :)) Buziaki dla Ciebie i chłopaków:)
OdpowiedzUsuńQrko, normalnie gdyby nie genialna Ita to można by blog Bobek Budowniczych założyć. Bobek czy Bobków hehe? :)) Dzięki za dodatkowe kilogramy nadziei, cholernie mi się przyda:) Kartkę wysłałam dopiero dzisiaj, to będzie w pn u Ciebie listonosz. Uprzedzam;) hehe
Lambi, ja miałam zawsze dobrych fachowców, dom z 1956,to sama wiesz, stare trudniej ratować i więcej trzeba w głowinie mieć, niż nowe zrobić. Ale-nie narzekam.Jedno było koszmarne-ocieplanie styropianem. Nosz kurcze, do dziś, po 2 latach w ogródku ten cholerny "eko" śnieżek jeszcze gdzieniegdzie leży.
OdpowiedzUsuńAle z krzywych ścian zrobili proste, moi cudotwórcy kochani.