Sprzątając brud po-gruzowy jestem bezwzględna jak Tomme Lee Jones w "Ściganym" i ślepa na wszystko co mnie otacza. Wodząc nosem po podłodze uzbrojona w zasysacz kurzu - do ogrodu wpadałam okazjonalnie: podlewanko, zrywanko, koszenie plus małe moczenie w basenie:)
Siekło mnie raz jak przysiadłam na tarasie... z dala widzę róż... i wybitnie nie należy on do róży, bo ta metr ponad dalej rośnie... zerwałam się jak oparzona i uspokojona tylko w tej kwestii, że wady wzroku nie mam - utwierdziłam się faktem, że magnolia mi w lipcu zakwitła! Wybitnie jej odbiło, do gatunków trzech które ewentualnie mogą zakwitnąć o tej porze roku nie należy...
Yuka, rośnie sobie 5 lat i była obiektem moich cichych kpin, bo kwitnąć jej się do tej pory nie chciało, w zemście po latach wykwitła na 2 metry:)
Nawet cała nie zmieściła się w kadrze, jak żyrafa z wierszyka dla dzieci hehe...
Cudów nie koniec... nie pali się... to chmurki podświetlone zachodzącym słońcem, ok 21.00.
Zdjęcie zrobione przez dziurę :)
I nima dziury, wpadli panowie i wmontowali okienko, które pańcia sobie wydumała...
Zdjęć mało, słów mało, ale tak to jest jak wraca się z lubuskiego... tłok, radar na radarze, ale jest zawsze ale:) Lulu w domu:)
Dziękuję Wam wszystkim za odwiedziny i to, że możemy sobie poplotkować:)