środa, 22 grudnia 2010

Zdążyć z marzeniem...



Ha, znowu skrót myslowy...z marzeniem zdążyć latwo...gorzej z realizacją, szczególnie jak ma się tylko dwie lapki i koniecznie te lapki chcą same wszystko zrobić:)
Marzyla mi się na tegoroczne Swięta jadalnia...taka prawdziwa, gdzie nic nie trzeba improwizować w ostatniej chwili... stól i krzesla, bufety i kredensy czekają tylko aż wygodnie zasiądziesz a Twoja koncentracja nie koniecznie pozostanie tylko na zawartosci talerza :))
Udalo się... i choć doslownie padam na twarz, jestem zadowolona!
Z mojego ADHD wyszly też lampiony z kieliszków i dekoracje stolowe grubo przed czasem, ale to też dlatego, że przejęta jestem... w tym roku ja jestem gospodynią i podejmuję w goscinę calą rodzinę:) Może nie do końca uda mi się ogarnąć wszystkie kąty w Strasznym Dworze, ale...zapachy jakie już roznoszą się z kuchni i gotowa jadalnia przyciągają atmosferą Swiąt...








































Jadalnia z pokoju, który każdy omijal...w którym nikt nie zatrzymal nigdy na moment swojego wzroku... skladowisko przypadkowych mebli - jak dotąd - teraz jadalnia wystrojona jak Kopciuszek na bal... ale Swięta miną i stanie się zwyklą...jadalnią:))








Swięta... nasz czas... The Doors plynie z glosników, glowa kiwa się na znak zgody a serce bije w rytm lwa chodzącego w klatce...
My zostajemy u siebie, z naszą muzyką i pyrkającym bigosem...
a Wam wszystkim życzymy:
w te Swięta samych cudnych chwil
i bycia sobą:)




Lambi z rodziną

sobota, 18 grudnia 2010

Towar deficytowy...



Swięta na wyciągnięcie ręki... z pomocą starszej latorosli udalo przeniesc się poszczególne elementy jadalni na dól i ustawic w należytym porządku. Mam nadzieję, że w poniedzialek wszystko będzie zapięte na ostatni guzik, chodziaż odbwód tegorocznego "kaukaza" jaki zagoscil w jadalni trochę mnie zaskoczyl. Wiadomo, że te choinki są cudne i wypasione pod każdym względem, ale ta jest po prostu tlusta!
W sumie dobrze się stalo, że dekorację na żyrandolu zrobilam nie mieszając w to żadnego igliwia... W tym roku stawiam na aranżacje LODOWE, z pozoru zimne, ale niech tylko wpadnie jeden promień slońca - bajka!
Ten towar deficytowy ostatnio, stacjonowal u mnie w dniu, kiedy uwieszalam na żyrandol krysztalki kupione kiedys luzem na klamotach...promyki zimowego slońca wpadaly w nie, a te iskrzyly się jak diamenty, kręcily się wokól wlasnej osi rzucając na sciany zalotne, kolorowe swiatelka.
Moglabym tak stać i patrzeć dopóki slońce zachodząc nie zakończy spektaklu...
















Żyrandol zdobią też cudne gwiazdki, które dostalam od Eli-Meli, a nad caloscią zimowy ptaszek uwil sobie gniazdko z pędów winobluszczu :)





Wracam do moich lodowych dekoracji:)
Dziękuję Wam za tak mile komentarze i życzę udanego weekendu!

wtorek, 14 grudnia 2010

Przez dziurkę od klucza...



Za oknem...hmm...jak nazwać to co za oknem? Mega snieżyca z zamiecio-zawieją? Chyba zimowy_dizaster pasuje lepiej. Nic tylko się gdzies zaszyć...
Ja zaszylam się w podwójny sposób: w warsztacie, czyli na strychu, gdzie mam swiatlo, grzejniki i podlogę oraz bajzel do kwadratu jak dzialam - ale to akurat bardzo pasuje do warsztatowych klimatów oraz doslownie pojednalam się z maszyną do szycia! Zaszylam się dokumentnie, do granic przyzwoitosci!
I mimo tego, że warsztat dzielę ze zwierzyńcem... z kotami ciężko się szyje, dla nich nitki, szmatki to istny raj! Znowu Kuba pod względem zrzucania z siebie puszku fruwającego wszędzie przebija wszystkie szynszyle :)

Zaczęlo się niewinnie - od obrusu. Wróć! Zaczęlo się bardzo "winnie", uparlam się, że na Swięta z pokoju, który sluży nikomu i niczemu zrobię jadalnię z prawdziwego zdarzenia...O ile krzesla udalo mi się wynaleźć, to stól z moich marzeń gdzies przepadl... ani widu ani slychu o stole z toczonymi nogami, które posiada na końcach blatu, a nie jak mój jajowaty stól co je ma tak dziwacznie, że krzesel nie da wsunąć się pod blat a jak się przy nim siedzi to wlasne nogi ma się pomiędzy jedną z jego nóg hehe...Przy zużyciu 6 mb szmatki z IKEA ( swoją drogą w życiu nie widzialam tak paskudnie strzępiącego się materialu ) obraz stolu zniknąl mi sprzed oczu :)







Wymysl niemalże jak kombinacja alpejska... kontrafaldy przykrywają rozcięcia konieczne w celu objęcia swoimi nogami nogi stolowej hehe...no cóż taka prawda!
Reszta bajzlu i przymusowa robota to wina Mikolaja...chociaż teraz baluje w Brukseli, to wczesniej podarowal mi pudlo z którego wychodzą zadrukowane kawalki materialu:) Oj jak mnie to wciągnęlo... nic innego ostatnio nie robię jak podklejam szmatkę na papier i sruuu do drukarki :)) Wyszla mi z tego produkcja poduszek z okazji Swiąt i oczywiscie dekoracji jadalni. Wszystko na razie rezyduje u mnie w warsztacie, ale lada dzień z tych kawalków mam nadzieję powstanie rzeczywista, niebanalna jadalnia w docelowym miejscu.










Ludwiki udalo mi się nabyć już zrobione, co mnie ogromnie ucieszylo, bo nie lubię dlubać w zakamarkach razy 4, a przecież bufet też kupilam z zamiarem, że będzie się nosil na szaro. Mialam poszyć im kiecki, ale przez ten dlugi obrus doszlam do wniosku, że będzie za "szmatowato" i dostaną jedynie na tylne nogi infantylne kokardy. A jak już będzie docelowy stól z toczonymi nogami hehe, to róż zamieni się na sliczne plótno, które dla mnie kupila Ita.











Czy taka pierdola nie jest urocza? Mam wrażenie, że powoli przenoszę zawartosć tego sklepu do swojego domu... Ale to chyba lepsze, niż zamieszkać w sklepie? Nijak nie mogę się opanować...na dodatek nikt na mnie nie krzyczy z tego powodu...










To nie znaczy, że z innych też nie przynoszę :) Czasami wyszlifuję jakies drzwi - te akurat robią bardzo poważną robotę - na scianie jest plama, a ja jestem mistrzynią teatralnych dekoracji hehe... farbę dobralam o ton jasniejszą, uznalam, że drzwi za stolem to szybki, wręcz genialny pomysl, po co malować? Szczególnie, że ta niby zieleń jest fantastyczna...no a ja nie funkcjonuję bez koloru, musi być jedynie taki nie do okreslenia: kolor plyty rigipsowej, jesiennego liscia winorosli, spalonego drewna...










A jak moja walka z sienią? Nie będzie fajerwerków dopóki nie zrobimy podlogi i schodów, ale jest i tak rewelacyjnie. To w sumie tamat na post do Strasznego Dworu, pewnie tam się znajdzie, a póki co migawki z odbicia w lustrze...
I znowu te kolory...lustro nie jest zlote, jest brunatno-zielonkawe, no cóż natura zabrala slońce do cieplych krajów to i zdjęcia są jakie są.
Najbardziej dumą rozpiera mnie kącik za kominkiem...taki malutki, niepozorny, fantastyczne miejsce do upchania wiadra z kartonami, szufelki, ogrodowych przydasiów, zamienil się w reprezentacyjne przejscie do lazienki :)










PRZED:



PO:








a