Pokazywanie postów oznaczonych etykietą koty. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą koty. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 18 października 2012

Obiekt pożądania…

 

IMG_6093

 

Ach… to pożądanie…nie umiem się opanować, ale przecież każda z nas to ma i zna. Jednej ręce drżą na widok wisiorka, pierścionka – to się chyba “sroczka” nazywa, inna nie wyjdzie ze sklepu bez nowego wełnianego dywanu, kolejne można zamknąć w sklepie z garnkami, inne ze szmatkami…można by wymieniać w nieskończoność ale mamy w sobie ten tramwaj zwany pożądaniem i już! :) Mnie w sumie można by było zamknąć we wszystkich tych miejscach oprócz jubilera ale najpilniejsze miałam pożądania trzy i trzy w ciągu trzech miesięcy się trafiły…

Niebywałe?

Samochód mi padł i dostałam wymarzoną Hondę CR-V

Białego ruska upolowaliśmy sobie bo się pałętał po mieście

A tą wyśnioną szafkę biblioteczną wylicytowałam na aukcji, bijąc się do upadłego. Trudno nie było zważając na okoliczność – niedzielne, sierpniowe popołudnie, leniwe i słoneczne i fakt, że trzeba było sobie ją osobiście odebrać ze stolicy, a klocek metr na metr i dwieście kilo dębiny :)) To się trochę naczekałam, bo stolica dla nas to praktycznie nic innego jak mordercza droga od świtu do nocy… ale jak stanęła!!! Do tej pory stoję i sobie na nią patrzę z racji lubienia jej niemiłosiernie i przyznam się szczerze, że mogłaby nie mieć dla mnie żadnej użytkowej funkcji – sam wygląd i tak powala. Nie mam zamiaru nic z nią robić, zostanie taka jaka jest, w miodowym dębie.

 

IMG_6090

 

IMG_6096

 

Na razie stoi sobie bidulka w kuchennym kącie i czeka…aż dokończy się remont prawej strony strychu tzw. “łącznika”. Ja też czekam i żyje mi się jakoś dziko ostatnimi czasy z 35m2 podłogi ułożonej w kupkę koło mojego fotela w TV-zorni, z drugą stertą rigipsowych płyt naprzeciw, z materacem do łóżka wielkim jak spadochron opartym o schody, z półkami upchanymi pod stół w jadalni, chyba obecnie nic w tym domu nie jest na swoim miejscu. Wyrobimy się do Świąt, tylko mam nadzieję, że do tych grudniowych ;) Zresztą, gdzie by co nie stało i ile nie pisałabym o tym, że może nawet byc nie funkcjonalne to życie weryfikuje swoje, dzieć z wielką radością przygarnął szafkę jak tylko przybyła i nie opuszcza do dnia dzisiejszego, zarówno blaty jak i szuflady służą jako “tunele” do jazdy resorakami. Czasami też w szufladach oramy:

 

IMG_6130

 

RAMKA2

 

Mama, prawowita właścicielka szafki wolałaby jednak widzieć w niej samo piękno, co z tego jak szafka wygląda 5 razy dziennie inaczej, bo nawet ruska kocia baba lubi się na niej wylansować

 

IMG_6156

 

IMG_6163

 

IMG_6045

 

IMG_6055

 

Nie ukrywam, że Carmen to moja obsesja, taka wiekowa, wieloletnia. Sporo, oj sporo musiałam o tym ględzić, inaczej pewnej deszczowej nocy nie usłyszałabym od P. “ Popatrz, biały kot idzie…” To poszłam i ja…za śladem kota… i szłam i szłam, ponoć trwało to wieki ale upolowałam, widać pewne “rzeczy” jakby miały etykietkę, że moje i już;)) Kolejne dni to wyczekiwanie…choć kotka czipa nie miała to jednak właściciel mógł jej szukać, ale nic takiego się nie stało. Na wszelki wypadek nie zostały poczynione żadne inwestycje w kota i dopiero po dwóch tygodniach kupiliśmy jej całą wyprawkę łącznie z drapakami i koszykami, myszkami, takie kocie duperele niby kotu potrzebne:) Carmen i tak woli drapać drzwi a z karmy jedynie zjada suchą Purinę, Sheba i Gourmet ma w nosie, woli surowe mięcho albo szynkę prosto ze sklepu – sama sobie nawet rozpakowuje:))) Co mnie nie dziwi tym razem nikt sie nie wścieka ale śmieje, bo jak bum cyk cyk, miałam kotów na pęczki ale nie takiego, to jest pies a nie kot!  Tęskni za dzieckiem, bawi się i pilnuje dziecka, obojętnie czy w kąpieli czy jak jest u siebie w pokoju, ganiają, chowają się, Carmen nie widzi świata poza Julkiem, ja oczywiście jestem “lodówka” ale ona mało je, kaprysi i w ogóle nie miauczy. Nie dopomina się, tylko jak popatrzy to człowieka mrozi hahaha. Świetnie zna barierę drzwi, nie pcha się na dwór, wie, które rzeczy należą do niej – koszyki, pudełka, poduszki i jest im wierna – mi zawsze nocą, śpi koło mnie a wcześniej ok. 20.30 idzie na dół do drzwi zobaczyć czy przyszły już jeże ( mamy rodzinkę, mama i 3 małe ). Nie toleruje na ręce i na kolanka, a głaskanie do bólu tylko wieczorną porą. I maniakalnie wszystko obwąchuje, wchodzących ludzi, buty, nowo przybyłe rzeczy do domu, no psia kocia:)

Faktycznie, potwierdzam są koty co nigdy nic nie zwalają, nie tłuką, mimo tego, że w ciągu dnia szaleją. Chociaż Carmen jak na swoje ok 10-12 mcy raczej bardziej jest zainteresowana tym jak się coś robi, np. lubi odkurzacz a jak się nic nie dzieje to kima…

 

IMG_5651

 

IMG_5668

 

A tu sufit czyli rozświetlamy Straszny Dwór bez używania zwisów:)

 

RAMKA3

 

jak napiszę, że reszta relacji z remontu za chwilę to nawet ja w to nie uwierzę:)

Pozdrawiam,

Lambi

niedziela, 24 października 2010

Detalicznie, dla osłody...



Zrobilo mi się glupio...zaglądają do mnie same przychylne mi osoby, a ja jak gdyby nic serwuję koszmar z doliny wiązów...
No cóż... ocucil mnie dopiero jeden komentarz, że remont jest jak morska bryza... no jest, ale chyba Wam butów nie powinna moczyć:)
Chyba zaprzestanę przęc wątek o Strasznym dworze.
W związku z powyższym szybko się rehabilituję i ulamki wklejam, tak na pocieszenie...
Bo w sumie naprawdę nie jest źle, remont starej chaty to nie tragedia:)
Najgorsze co może zmęczonego, umorusanego ale szczęsliwego czlowieka spotkać to barykada niechęci, zazdrosci i niezrozumienia...Pal licho wiesniaka, ale i rodzina im bardziej się posuwasz do przodu, tym bardziej zaczyna być w opozycji...
Dosć gadania!
Drzwi mają też stronę zewnętrzną:) Perelka lsni sobie na razie samotnie, ale planu w mojej glowie nic nie jest w stanie zburzyć. Będzie dobrze.











Pani Diesel to pi...pi...hehe:) Calkiem nowa przyblęda, urocza ale i nieznosna. Upatrzyla sobie nas jako cel, ale dostosować się pomimo dwóch kuwet nie umie... Testuje gazety, folie, donice z kwiatami, a nam oględnie mówiąc wcale się to nie podoba. Nie umie prosić o wyjscie - kotka katastrofa!
A drzwi chyba będą strasznie odrapane...





Tymczasowa sień do poprawki i tak dla mnie jest cudna! W sumie jak uporam się z kominkiem zostaną tylko schody i podloga. W porównaniu do miliona rzeczy "przed" to czuję się już jakby "po" :)
Fajnie tymczasowoć odbija się w nowych drzwiowych szybach...









Chwile, kiedy Diesel spi - bezcenne!



Biadolilam na brak hortensji i Zonk! Tesciowa mi ususzyla i dala calą torbę, ot tak... W tle jeszcze pięknis - konik od Penelopy i mój pierwszy wianek. Wianek przyszpilony, bo w ogóle nie zszywany, ale wizualnie wzorowany czy tam odgapiany od Malgosi z Low flying angels.









Udanej niedzieli:)

wtorek, 28 września 2010

Historia mojego nic_nie_robienia...

Koszyczki na tea-lighty to nowe zdobycze, tacka rodem z wykopalisk również... i miało być właściwie o tym, ale mój mózg jakoś nie może wrócić do pionu...
Może pochwalę się następnym razem i opowiem co można znaleźć przy okazji  polowania na kalosze, palto na deszcz i innych niezbędnych dla przedszkolaka przydasiów.
Opowieści zaległych mam mnóstwo, zdjęcia jak poparzone nie mogą się doczekać kiedy tutaj trafią, ale co z tego, kiedy kocia sprawa przysłoniła nam cały ubiegły tydzień... Obecnie zamyślona patrzę na mojego twora - kopię  "Szewca" T.  Makowskiego i cieszę się, naprawdę się cieszę, że prawie mamy to za sobą.
Kobietom w zagrożonej ciąży mało wolno, na szczęście nikt nie czepia się tego czym zajmują ręce:) Zmalowałam "Szewca" 4 lata temu, jak Lulu był dosłownie częścią mnie... Bez obaw, terpentyna specjalna, nie trująca. A bardzo się cieszę, że go mam. Tak po prostu. W ciężkich chwilach dodajemy sobie otuchy...


O ile dezynsekcja była "pryszczem" w kociej sprawie - dwóch Panów, sprzęt i 150 zł do zapłaty plus niestety zapalenie krtani u Julka ze względu na konieczność ewakuowania się na dwór podczas oprysku - tak rzeczywistość dalsza nas przerosła...
Koci katar.
Wszystkie koty zainfekowane, łącznie z naszym Miśkiem, który jako domowy prawie z resztą się nie stykał. Po dwóch dniach przemywania oczu poddałam się... a w tym czasie licząc na dobrych ludzi wywiesiłam ogłoszenie na allegro. Telefon mi dzwoni - a koty chore! Nie wiem czy ktoś z Was jechał kiedyś z wieloma kotami naraz do weta - ja musiałam prosić na pomoc całą rodzinę, niestety Misiek nie da się zamknąć do transportera - poza tym ciul z nim i tak zgubiły mi sią spinki zamykające dół z górą. Misiek na kolanach, ślina z pychola leci, reszta w koszu rzuca się jakby ktoś rakietką piłkę odbijał, nic to...
Pan chciał trzy z jednego miotu. Ok. Idzie zima, maluchy muszą mieć dom. Za chwilę mail z awanturą, przecież kotka miała być moja - pisze Pani. W sumie nic nie obiecywałam a Pani się nie odezwała na czas. Znowu dylemat, myślenie i kombinowanie... a przecież maluchom należy się dom!
Dzisiaj pod gabinetem:
- I po co to wszystko ? - pyta on.
- Nie po co tylko za co - mówi ona
- Jak za co? - marszczy brwi on.
- No za tego rudzielca co nam wrzucili - odpowiada ona wywalając niedopałek.
- No tak, ktoś mi podrzuca rachunek 250 zł do zapłaty, ot ludzie - petuje z niesmakiem.
Pisałam już wcześniej o rudym miocie wrzuconym nam na posesję, dwa zwiały, jeden został ale rozniósł wszystkie możliwe choroby i badziewia...
Nam pozostało jeszcze leczenie trzech, ale na koniec chciałam wspomnieć o niesamowitej osobie, która podbiła moje serce a o której nadmieniałam wyżej. Zapamiętam Adę na zawsze. To ona tak biła się o małą kotkę i na koniec okazało się, że jest z Warszawy i chce po nią przyjechać pociągiem! Nie mogłam rozdzielić takiej miłości, chociaż miałam dużo wątpliwości, bo jednak zdjęcie to zdjęcie, nawet najlepsze nie zawsze odda rzeczywistość. Z Adą spotkałyśmy się na dworcu we Wrocławiu, zamieniłyśmy kilka zdań, bo już podstawiono pociąg do Warszawy. Musnęłam małą na pożegnanie i dałam kocyk z naszymi zapachami. Spała całą drogę. Wiem, bo Ada wczoraj napisała mi maila. Czy to nie cudowne, że dla chcącego nic trudnego ?
Tego Wam wszystkim życzę z całego serca,


miłego dnia,
Lambi

piątek, 20 sierpnia 2010

Kici-kici a won Ci !

Z nerwów zapowietrzyło mnie tak, że nie wiem co z tej pisologii dzisiejszej wyjdzie. W każdym razie ja powoli wychodzę z siebie...  na dodatek powinnam chyba  bardziej zderzyć się z drzwiami gminy, niż pisać na blogu do skur... którzy  nawet internetu nie mają. Jedynie zakute łby  ze średniowiecza rodem!
Adin, dwa, tri... 
Ja naprawdę jestem osobą zorganizowaną, skoncentrowaną na celach i jest ich dużo... czasami nawet jestem zła, że za dużo. Mebluję sobie życie sama od dawna i prezenty lubię od ludzi życzliwych i przemyślane, a nie w postaci podrzucania kocich miotów! Obecnie  ilekroć ruszę się z domu - wracając widzę uroczy obrazek małych, dzikich, zapchlonych , brudnych i głodnych - a tym samym wrzeszczących w niebogłosy - kotów bezczelnie i bezpardonowo wrzuconych mi za płot. Jest to kłopot i dla mnie i dla tych maluchów. One do mnie nie podejdą, bo życzliwy, krórym się przytrafiły nie zadbał o to, by były nauczone ludzkiego zapachu... nawet czając się przy misce mleka trzeba być zaopatrzonym w bardzo grubą rękawicę, inaczej kontakt z takim kotem grozi bolącą i babrząca się raną! Poza tym moje koty są tak wyczulone na obce, że mam zadanie z wieloma niewiadomymi i prawie niewykonalne... Ciekawa jestem na co liczył ten, który ostatnio piznął nam trójką rudzielców? Z góry wiem, że na nic... Otrzepał rąsie z resztek pcheł i do widzenia - po problemie. Gdzie odpowiedzialność? Kastracja? Weterynarz? Poniosło mnie - to pytania rzucane w próżnię. Lepiej komuś sprzedać problem.
Ludzie potrafią być bardziej okrutni od diabła!
 Ja powiem tylko w imieniu mojej wsi - gmina powinna im zabrać wszystko, łącznie ze zwierzętami i uprawnieniami do głosowania.
Nie chcę i nie mogę zaniedbywać tego co mam kosztem tego co ktoś mi wrzucił na karb zwalnijąc się jednocześnie z obowiązku moim kosztem. Tanim i płytkim. Głupim, bezdusznym i bezmyślnym. Nawet zabawki można zamiast wywalić oddać komuś, kto naprawdę się z nich ucieszy, ale zwierzę potraktować jak zabawkę, pozbawić matki, która karmi i myje i walnąć komuś za płot - szczyt premedytacji! Można było z matką, ale wieśniak wie, że matka z małymi w zębach wróciłaby na swoje... Nie jestem schroniskiem i naprawdę głupio mi było dzisiaj prosić męża, żeby przy okazji zakupów zahaczył o weta i kupił F na pchły, bo jak patrzę na to rude co okupuje schody to mam wrażenie, że zaraz bez krwi zostanie...
I dlaczego to mi ma być głupio ?

Nawet dwulatkowi lampka świeci pod sklepieniem, że to jeść potrzebuje...

Misiek za każdym razem wykazuje wyrozumiałość, czasami resztkami pokładów sił...


i tylko marzy, kiedy znów walnie się spać do solarium:)


Wyrzuciłam i jakoś mi lepiej... Miśka mina rozwala mnie za każdym razem. Zmykam, weekend i potem ciężki tydzień przede mną, łącznie z ważnym egzaminem!
P.S. Nie cierpię na daltonizm, zdjęcia rudzielca nie ma z prozaicznego powodu, że znudziło mi się "cykanie" na siłę, a do Rudzielca mam stosunek obojętny ponad miarę, Pratel na robaki zeżarł, na pchły psiknęłam, żarcie ma, a jak ktoś ma ochotę podrzucić komuć małe koty niech pomyśli czy nie zapisać się najpierw do psychiatry albo wypisać z KRUS'u.
Życzę miłego weekendu 

piątek, 6 sierpnia 2010

Z łazienką w tle...

No właśnie, niestety w tle...nadal...kończę bidulkę ( a może męczę ? ) już dwa lata i wybitnie mi nie idzie. Za mało precyzyjna jestem, a jak dochodzi maskowanie rur wentylacyjnych, wylotów tychże i innych instalacyjnych ustrojstw przydatnych w życiu ale koszmarnie nieestetycznych - to wymiękam po prostu, kapituluję... szczególnie jak słyszę, że to nic takiego i  widok rury spiro nikogo jeszcze nie zabił. Hmm, chyba faktycznie będzie dyndać na kamiennej ścianie...
Póki zamaszystym krokiem wejdziemy do łazienki, zobaczmy czyje to uszka wystają zza krzaczka...

Niech pomyślę... aaa, to Kubuś:) 
Imię dla królika wytrzasnęło się jak z kapelusza, zresztą on sam również...Byliśmy na urodzinach, były klatki a w niej króliczki, była pomroczność umysłu wywołana dużą ilością tzw mózgotrzepaczy i wróciłam do domu z królikiem, zbyt rozgarnięta widać nie jestem, albo zbyt zaślepiona miłością do długouchych. W dwa tygodnie z królika zrobiłam psa:) Wygląda nadal jak wyglądał wcześniej ( ! ) ale przyłazi na zawołanie, głaskanie uwielbia,  jak widzi zbliżającego się człowieka to leciiii - przywitać się. Nie merda  jedynie ogonem:)  Uczciwie rzecz biorąc jest to najbardziej urocze zwierzę na naszej wiejskiej ziemii - całymi dniami gania po podwórku wyjadając chwaściory, a w deszczowe dni po domu, o dziwo na siku leci do klatki! Nieśmiały raczej nie jest, ze zrobieniem zdjęć miałam problem, bo oczywiście za każdym razem do mnie podbiegał :)



Wyższość królika nad kotem jest porażająca:
- nie w głowie mu głupoty, więc nie niszczy kwiatów
- je trawkę i chwasty, nie trzeba pamiętać o mleku i wodzie
- wydala eko -bobki, nie zasmradza...
Przez kocie dzieci ogród przeżywa lekką żałobę, połamane groszki, gałęzie cyprysów, hibiskus, cosmosy i ostróżki... z tych ostatnich zostały strzępy. Próbowałam pocwaniaczyć i je przekarmiać w myśl obserwacji na chłopie - jak przejedzony to nieruchawy, ale co tam! Kot z brzuchalem szurającym po trawie skacze z taką samą energią i nic mu się nie ulewa! 
Niech nikogo nie zwiedzie ta niewinna minka Ete:


Łazienka w migawkach... marzy mi się odnalezienie zdjęć z jakiego pomieszczenia powstała, bo Feniks z popiołów to raczej słabe porównanie... a najbardziej marzy mi się jej skończenie tak, żebym mogła dumnie do niej wejść - w końcu całkowicie mojego zamysłu i wykonania oprócz hydraulicznych spraw, które zrobił mąż. Skończyłam już kleić trawertyn, jeszcze fugowanie, kupiłam szafkę, cudny pomocnik ( brak jeszcze koszyków i wieszaka ), kończę kleić kamień i zrobiłam wieszak na ręczniki za zero zł. Stary front meblowy wyszlifowałam, a za wieszaki robią końcówki do trzymania rury z Ikeowskiego karnisza obcięte gumówką. Deska wklejona na ścianę klejem polimerowym - patent od Ity, ale faktycznie klej rewelacja:)





Łazienka jest dość duża i na dodatek z łóżkiem do opalania,  poniosło mnie, ot co:)  Miała być surowa i taka grecka a wychodzi mi kolejny salon hehe:)
SPA?
Tak, spadam:)


lambi