Czyli post boazeryjny.
Zdarzają mi się w życiu takie chwile koncentracji na danym zadaniu, że nic nie jest w stanie oderwać mnie od roboty; jak w hipnotycznym śnie dłubię swoje bez oznak znużenia, zmęczenia czy irytacji. To są jedyne chwile w których nie przeszkadzają mi moczące się w umywalce pędzle, walające się po całym domu ( jakby nóg dostały ) szpachelki i młotki a Julek bezkarnie może bawić się zszywkami do takera, wkrętarką i robić gigantycznie długi pociąg z wkrętów do rigipsu. Zazwyczaj wtedy spada mi aktywność blogowa, pomijając, że nie ma czasu na ciągłe bieganie i cykanie fotek to umęczona fizyczną pracą nie mam sił nocami siedzieć i relacjonować. Przecież trzeba zebrać siły do dłubaniny na następny dzień!
To będzie zatem wyjątek i sprowokowana jakimś programem „Dekoratornia” przerywam robotę i nadaję.
Oczywiście ja „kładę”!
Moje, za parę dni już dorosłe dziecko napatrzywszy się na hektary w naszej nowej sypialni zwanej „łącznikiem” poczuło się dyskryminowane wielkością swojego pokoju – na mnie ten wyrzut podziałał jak płachta na byka – czyli do dzieła! Zrewidowałam stan umeblowania, jak na dorosłą babkę za mało miejsca na łaszki, biurko potrzebne małe, w końcu teraz jedynie kawka i laptop:)) Z meblami poszłam na łatwiznę i wrzuciłam komodę Aspelund ( ta najdłuższa 4 szuflady ), pomieszałam z biurkiem Isala i wiszącymi szafkami Besta ( 2 x 120 cm dł. ). Założeniem miało być wyczyszczenie przestrzeni z dupereli, wygospodarowanie dodatkowego miejsca na ubrania i optyczne powiększenie pokoju. To zanim go powiększę, trochę go zmniejszę, bo… kładę boazerię :))
Z tym na łatwiznę absolutnie nie poszłam…grzebałam tak długo aż wykopałam importera oryginalnej, szwedzkiej, świerkowej boazerii z półwałkami. Ale ja tak mam, potrafię kupić płytę dla jednego utworu…w tym przypadku wiem o co walczyłam, zwykła boazeria nie daje takiego efektu i kojarzy mi się wyłącznie z podbitką dachu albo plecami wewnątrz starej szafy. Na zdjęciach widać to średnio, ale póki czasu mało zdjęcia będą tylko robocze, trudno. W zapasie miałam piękną listwę przypodłogową wysoką 15 cm a listwę górną wymyśliłam i zrobiłam sama, doklejając do deski boazeryjnej 2 półwałki z supermarketu budowlanego. Całość pomalowana najpierw gruntem 023 a wykończona OC 17 Benjamin Moore na bazie ceramicznej. Pomalowanie ścian na biało nie dałoby tego efektu, ja to nazywam „mięsko”:) W sumie jakby pokój był większy to dla kontrastu ściany pomalowałabym na czekoladowy, ach…
Ale czekolada to jedyny wątek, który wiąże mnie z programem „Dekoratornia” który odciągnął mnie od roboty i nakazał wyrazić ubolewanie nad szykaną drewna a ubóstwieniem plastiku. Myślałam, że jak ktoś mówi : „ o matko, tego już się nie montuje, to niemodne, co to za dechy i to na łatach” to potem do tych samych łat nie montuje paskudnych paneli z poliwęglanu komorowego, nawet jeśli to „Loft Design” - tylko ścianki sumiennie zaszpachluje, wyszlifuje i pomaluje, najlepiej… w paseczki;)
Lecę działać dalej i pozdrawiam:)