Wiem, że miało być o czym innym...ale,
Okazało się, że meble stojące na niewłaściwych polach szachownicy domu to tylko chaos wizualny i dyskomfort jedynie dla mnie;
wszędobylskie panoszenie się garnuszków, dzbanuszków i zapasów żywności to tylko brak dodatkowych półek w spiżarni...
Została sobie jeszcze łazienka...taka dodatkowa, doczepiona jak ostatni wagonik w "kolejce" i chyba przez to sobie czeka i czeka...
no cóż...logicznie rzecz ujmując w łapki, przytrzymawszy celem popatrzenia jej głeboko w ślepia może i tak, może to łazienka z rozmachem zaczęta powinna doczekać się szczęśliwego finału ? Jak można dwa lata debatować czy prysznic czy wanna i nie dojść do żadnego wniosku ? Widać w niektórych kulturach można...Najchętniej zrobiłabym dwa w jednym, albo jedno a dobrze, ale i tutaj mózgownica ciągle bawi się ze mną w chowanego...Lubię to miejsce - duże i blisko wejścia do domu, co w lecie jest nieocenione tzw "pod ręką", ale póki co najbardziej korzystają z niego: małolat i misiek kuternoga. Ja tymczasem przebieram nerwowo nogami...no tak mnie ciągnie do zmian ! Do kończenia, do paćkania się w zaprawach, fugach, gipsach, do odgłosów wyrzynarki, młotka i wkrętarki, zapachu bejcy i farby i totalnego wieczornego zmęczenia...
dobrze się składa, bo -
reszta ludu domaga się mycia...
p.s. zdjęcie górne zapożyczone via internet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz