wtorek, 28 września 2010

Historia mojego nic_nie_robienia...

Koszyczki na tea-lighty to nowe zdobycze, tacka rodem z wykopalisk również... i miało być właściwie o tym, ale mój mózg jakoś nie może wrócić do pionu...
Może pochwalę się następnym razem i opowiem co można znaleźć przy okazji  polowania na kalosze, palto na deszcz i innych niezbędnych dla przedszkolaka przydasiów.
Opowieści zaległych mam mnóstwo, zdjęcia jak poparzone nie mogą się doczekać kiedy tutaj trafią, ale co z tego, kiedy kocia sprawa przysłoniła nam cały ubiegły tydzień... Obecnie zamyślona patrzę na mojego twora - kopię  "Szewca" T.  Makowskiego i cieszę się, naprawdę się cieszę, że prawie mamy to za sobą.
Kobietom w zagrożonej ciąży mało wolno, na szczęście nikt nie czepia się tego czym zajmują ręce:) Zmalowałam "Szewca" 4 lata temu, jak Lulu był dosłownie częścią mnie... Bez obaw, terpentyna specjalna, nie trująca. A bardzo się cieszę, że go mam. Tak po prostu. W ciężkich chwilach dodajemy sobie otuchy...


O ile dezynsekcja była "pryszczem" w kociej sprawie - dwóch Panów, sprzęt i 150 zł do zapłaty plus niestety zapalenie krtani u Julka ze względu na konieczność ewakuowania się na dwór podczas oprysku - tak rzeczywistość dalsza nas przerosła...
Koci katar.
Wszystkie koty zainfekowane, łącznie z naszym Miśkiem, który jako domowy prawie z resztą się nie stykał. Po dwóch dniach przemywania oczu poddałam się... a w tym czasie licząc na dobrych ludzi wywiesiłam ogłoszenie na allegro. Telefon mi dzwoni - a koty chore! Nie wiem czy ktoś z Was jechał kiedyś z wieloma kotami naraz do weta - ja musiałam prosić na pomoc całą rodzinę, niestety Misiek nie da się zamknąć do transportera - poza tym ciul z nim i tak zgubiły mi sią spinki zamykające dół z górą. Misiek na kolanach, ślina z pychola leci, reszta w koszu rzuca się jakby ktoś rakietką piłkę odbijał, nic to...
Pan chciał trzy z jednego miotu. Ok. Idzie zima, maluchy muszą mieć dom. Za chwilę mail z awanturą, przecież kotka miała być moja - pisze Pani. W sumie nic nie obiecywałam a Pani się nie odezwała na czas. Znowu dylemat, myślenie i kombinowanie... a przecież maluchom należy się dom!
Dzisiaj pod gabinetem:
- I po co to wszystko ? - pyta on.
- Nie po co tylko za co - mówi ona
- Jak za co? - marszczy brwi on.
- No za tego rudzielca co nam wrzucili - odpowiada ona wywalając niedopałek.
- No tak, ktoś mi podrzuca rachunek 250 zł do zapłaty, ot ludzie - petuje z niesmakiem.
Pisałam już wcześniej o rudym miocie wrzuconym nam na posesję, dwa zwiały, jeden został ale rozniósł wszystkie możliwe choroby i badziewia...
Nam pozostało jeszcze leczenie trzech, ale na koniec chciałam wspomnieć o niesamowitej osobie, która podbiła moje serce a o której nadmieniałam wyżej. Zapamiętam Adę na zawsze. To ona tak biła się o małą kotkę i na koniec okazało się, że jest z Warszawy i chce po nią przyjechać pociągiem! Nie mogłam rozdzielić takiej miłości, chociaż miałam dużo wątpliwości, bo jednak zdjęcie to zdjęcie, nawet najlepsze nie zawsze odda rzeczywistość. Z Adą spotkałyśmy się na dworcu we Wrocławiu, zamieniłyśmy kilka zdań, bo już podstawiono pociąg do Warszawy. Musnęłam małą na pożegnanie i dałam kocyk z naszymi zapachami. Spała całą drogę. Wiem, bo Ada wczoraj napisała mi maila. Czy to nie cudowne, że dla chcącego nic trudnego ?
Tego Wam wszystkim życzę z całego serca,


miłego dnia,
Lambi

16 komentarzy:

  1. no proszę jakie talenty panienka posiada i sie nie chwali:) udany ten Twój Szewc i fajna pamiątka:) a dla takiego kociaka ja też bym drałowała przez pół Polski, tylko Małż mój taki jakiś niewrażliwy na koty:) i raczej by mnie nie puścił tylko w czoło sie popukał...

    OdpowiedzUsuń
  2. Owszem,dla chcącego nic trudnego,tylko szkoda,że ta chcąca ma alergię...No i z Lenką,koty nie miałyby życia,wieczne głaskanie i gonitwa,ech,może kiedyś...

    Kochana,kopia równa mistrzowi,brawo!Ja wiem,że masz wiele talentów,ale tego się nie spodziewałam :) W sumie miła niespodzianka.

    Buziam w ten deszczowy dzień.

    p.s.lampioniki i tacka urocze,ja proszę o więcej zdjęć!

    OdpowiedzUsuń
  3. piekny obraz, moze wiecej takich powstalo, a Ty sie nie chwalisz kochana?
    Koty..no coz, mam jednego, drugi w domu na mazurach, trzeci u siostry, czwarty u brata i piaty u drugiej siostry. Wszystkie zadbane, wykastrowane, zaszczepione, odrobaczane. I kochamy je...
    Ciekawa jestem tych "zdobyczy" i opowiesci co mozna znalesc przy okazji szukania czegos zupelnie innego!
    Pozdrawiam cieplo
    Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. O matko, czy ja Ci nie wykrakałam tego kociego kataru? Pamiętam jak pokazywałaś te kociaki w poście i napisałam w komentarzu, że chyba są chore...Szczerze współczuję, bo znam ten ból, ale cieszę się, że sytuacja już opanowana. Pozdrawiam
    Marta z Lublina

    OdpowiedzUsuń
  5. witaj kocia mamo!!!! a na moim tarasie właśnie powoli zadamawia sie kolejny bezdomny...kulipyta..ma złamana tylna łapę...a własciwie miał i źle mu sie zrosła...ale co do jedzenia- wybredny...więc pomyślałam:"a goń się!!"..ale trochę mi go szkoda...no i boję się aby moich "dziewczyn"nie zaraził...kochana ty masz talent!!!piękny ten obraz...ja jak byłam w ciąży to zaczęłam wyszywaćxxx...tego obrazka nie skończyłam...cóż mama też nie zostałam...ale po latach wróciłam do xxx...trauma zmalała...Zyczę cierpliwości do kotów i pogody ducha!!!aaaaaaa właśnie wróciłam z wakacji...byłam m.in.w malutkiej wiosce LAMBI!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Podziwiam malarski talent !! A z kocurkami, współczuję.
    Spokojnego dnia życzę

    OdpowiedzUsuń
  7. Napisałam dłuuugi komentarz a blog pokazał mi "akuku".
    Piękna ta kopia szewca, ma coś takiego odrealnionego i niesamowitego w sobie, Bardzo mi się podoba. Jak bajka.
    A kociego kataru współczuje, wiem jak wizyty u weta drenują kieszeń a i emocje przy tym upiorne zwykle towarzyszą...

    OdpowiedzUsuń
  8. Szewc superowy - masz talent -ciekawe co Ty jeszcze przed nami skrywasz ??

    Przygód tych negatywnych z kotami współczuję, dobrze że dom znalazły.

    Gdyby nie mój najstarszy syn, to byśmy co najmniej 2 koty mieli, ale ma tak silną alergię, że zaraz się dusi :(

    Buziaki wielkie

    OdpowiedzUsuń
  9. Obrazek swietny jestes- ewidentny talent.
    Historia o nowej wlascicielce z Warszawy zrobila na mnie duze wrazenie, brawo dla tej Pani.
    To prawda dla chcacego nic trudnego.
    Sciskam

    OdpowiedzUsuń
  10. Twój obraz jest cudowny i piszę to bez zbędnej kurtuazji. Przepiękny. Kolory i ich nasycenie. Bardzo mi się spodobał.
    Koty? Niestety nie znam ich. Nigdy nie miałam kotka. Obecnie mam pieska - też cudowny. Kto wie czy kiedyś nie zagości u mnie kotek.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Obraz super.Masz talent kobieto!
    Ale się u Ciebie dzieje!!!
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  12. Milusie zdjęcie śpiącego kotka...
    Rozczulił mnie taż kocyk z Waszymi zapachami.To tak prawie jak z dzieciątkiem, prawda?
    Obrazek mistrzowski:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Przekonałam się tu, we Wrocławiu właśnie, że na świecie istnieją dobrzy ludzie. Sama Mam koty, dwa norweskie tutaj i dorosłą kotkę na Mazurach i kocham je niewyobrażalnie. Przeżyłam śmierć kociaka całkiem niedawno i tylko dzięki wspaniałym ludziom udało się poukładać kocie życie na nowo.

    Trzymam mocno kciuki za Twoje pluszaki i za Ciebie! A obrazem cudowny jest! :) Pozdrawiam po sąsiedzku.

    OdpowiedzUsuń
  14. Dzień dobry!
    Podczytuję Pani bloga już od jakiegoś czasu i bardzo mi się u Państwa podoba.
    Ta Pani z Warszawy,która jechala taki szmat drogi po kotka ma dobre serce.Wielki szacun dla Niej.
    Zobaczmy wszyscy jakie są Warszawianki i pewnie Warszawiacy też (wspaniali).
    Pozdrawiam hej.

    OdpowiedzUsuń
  15. Dzielna mała kociaka spała grzecznie, bo chciała pokazać ze zasługuje na domek :)
    Ten twój malunek przypomniał mi moją książeczkę z bajkami z dzieciństwa. Fajny :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Dziękuję Wam serdecznie w tym miłemu anonimowi:)
    Dzisiaj wieczorem byli u mnie Państwo po ostatniego kotka, niestety tylko zobaczyli, kotek musi dokończyć leczenie i dopiero może ruszyć do nowego domu. Także w tej kwestii spisałam się na medal, nie ukrywam:) W między czasie Misiek jak to kochany kotek, przyniósł mi kolejny powód do zmartwień...malutkiego kosa... Mogłabym napisać o tym bardzo szumnego posta, ale naprawdę jestem już tym zmęczona. Wolę więc tutaj, po cichutku i powiem tak: śmieszą mnie ludzie, którzy uważają, że ja nie mogę wypuszczać kota na swoje własne podwórko, bo mój kot zagraża ptakom! Hola, hola! Nie ptaki zamieszkały u mnie z mojego wyboru a koty właśnie! Ptaków kupających namiętnie na mój samochód nie zapraszałam... ale cóż... Misiek w nagrodę na niezliczoną ilość mięcha jakie dzisiaj dostał ( cóż, tabletki w nim przemycałam ) postanowił upolować dla mnie ptaszka... udało mi się nienaruszonego wyjąć mu z pyska, ale ogonek niestety wyrwał... zresztą to takie malutkie, że i tak porządnie latać nie umie:(
    Nie ma odruchu rozwierania dzioba, więc z karmieniem krucho, jak nie padnie to trzeba będzie coś wymyślić... jeśli ogon postanowi mu odrosnąć to i tak zajmie ponad miesiąc. Najlepszym rozwiązaniem byłaby jakaś ptasia insytucja, która zabrałaby malucha.
    Ech... same widzicie...kocio-ptasio kwik:)
    Przepraszam, że komentarz dłuższy od posta ale ten typ tak ma:)
    Dobrej nocki:)

    OdpowiedzUsuń