W moim słowniku nie istniały nigdy trzy pojęcia : nie da się, nie ma i takie rozczulające włoskie "non ci va"...ale ostatnio choć się staram - wychodzi mi tyle o ile :) Krzesło miało być moją dumą, a męczę się z nim niemiłosiernie, jakieś za szare...bejca do kitu...Po drugim nałożeniu krzesło zrobiło się fioletowe, po bieleniu jakieś zsiniałe, a po przetarciu wygląda gorzej, niż wyciągnięte tydzień temu ze strychu :) Wymyśliłam sobie rafię na oparciu w celu dodania mu "charakteru"... co się dziwić skoro wygląda jak parę patyczków pozbijanych raz pionowo raz poziomo, liche to takie i bidne :) Rafia wyszła mi rewelacja - chociaż pierwszy raz mocowałam - tu duży plus. Mam nadzieję, że jak uda mi się zmęczyć to krzesło to pokażę je w całości i opiszę co i jak...
Na razie w przerwie frustrującej pracy biegałam do moich wdzięcznych jajogłówek, pachnących obłędnie jak co roku, w tym jednak zamiast kwiatostany do góry trzymać kładą się na wszystkie strony...Nasz krasnal jak zobaczył pierwszą zwisającą łodygę wpadł w panikę : "Tata, patc, mamusi kwiatek upat" - i na krzesło i heja go podnosić do góry :) Krasnal akurat mi wyszedł :))
Jelonki...jelonki wzięły mi się z dawien dawna z pewnych dywanów...takie chude, patykowate stworzenia...ja tam je nazwałam jelonki i do dziś mam do nich słabość. Te wyciełam z kartki i rykowisko obecnie mają na desce :)
Beautiful! I love snapdragons. Gorgeous color! ~lulu
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia!Cudna waza i patera!!!
OdpowiedzUsuńKrzesełko super,nie narzekaj.A jelonki wcale nie patykowate..
Krasnal rozbrajający!!!!
Buziaki
Bardzo dzękuję za miłe słowa...Aga jak zawsze poprawiłaś mi humor :) Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam Was serdecznie :) Thanks Lulu for visit :) Snapdragons are amazing especially in winter :)
OdpowiedzUsuń