czwartek, 25 lutego 2010

Message from England...

Dałam nogę na Wyspy...

Nie musiałam, nie planowałam, oględnie rzec ujmując nawet nie chciałam...

a jednak uciekłam.

Jestem w Newcastle za namową ciemnej strony mojej duszy, czyli zrobić na złość. 

Udało się. 

Moje samopoczucie ? Coś z rodzaju tych obślizłych i płażączych - obrzydliwe...

Teraz wiem, że żeby być kobietą-fundamentem nie robi się takich rzeczy; nie zostawia się domu przyzwyczajonego do tego, że jest się jego nieoderwalną częścią, nie krzywdzi się dzieci wizją - ratunku w domu jak nigdy nie ma matki, ale drwi z mężczyzn, którzy nie są w stanie wtłuc sobie tej ponurej wizji do głowy, tylko zwykłą żone zamieniają w jędzę, która musi im to unaocznić...

Wszystko wyszło smutno, tępo i blado...na dodatek bez zdjęciowo - na Wyspach mżyscie w dzień, mlisto wieczorami i temperatura jak obecne stosunki moje z małżem - chłodno jakoś.

Pozdrawiam cieplutko, kto może niech doda otuchy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz