Ładne mam pisklaki ? Tak znalazłam przy okazji szukania tego magicznego z numerem "10".
Co roku jaskółki wtryniają się do stajni i zakładają gniazda. A jak już je założą robią takie piki jak ktoś tam wchodzi, że czasami zastanawiam się czy mam własność czy współwłasność ;)
Do zabawy w dziesiąte zdjęcia zaprosiła mnie Agaa z Oazy. Dziękuję Aguś :)
Co się "10-tego" tyczy to z tym na blogu było prosto. Zrobione jest w 2006 roku w czerwcu . A na nim dekoracja stołowa do niedzielnego obiadku na świeżym powietrzu. Niewiele rosło, głównie to co przywiało i zapuściło korzonek na mojej ziemii, bo niestety wtedy nie rozróżniałam rumianku od Margerytki :) Ogród i bardzo skompliwowane nazewnictwo roślin a jeszcze bardziej złożona pielęgnacja jakoś wtedy nie wróżyła, że będę sadzić w przyszłości coś oprócz pomidorów :)
Ale jak podawałam obiadki to po królewsku... Gotować bardzo lubię i lubiłam i zrobienie obiadu dla pułku wojska to dla mnie pikuś! No i oczywiście musiała być oprawa: świece, kwiaty, serwety :)
Musiałam wybrać drugie, to z komputera. Szkoda, że nie odzyskam nigdy tych, które naprawdę były kandydatami bo coś wsiorbało moje motyle, zatrwiany i bąki w słonecznikach. Mam jedynie wywołane, bo były sobie na wystawie. Ale trudno.
Drugie "10-te" jest pozornie równie sielskie ale historia z nim związania - mniej.
Dotyczy bowiem mojej historii z kotami. To jest też z czerwca 2006. Już u nas, na naszej wiejskiej ziemii.
Na zdjęciu na pierwszym planie jest Pan Kropek, a na drugim Fifi.
Kupiliśmy to zapuszczone dziadostwo w 2004 roku. Dzień przed wyjazdem nasz rudzielec Iwan dał dyla. Na dodatek zerwał obrożę z imieniem i moim nr telefonu. Zamiast spać całą noc siedziałam w oknie... Myślałam, że może przyjdzie, w końcu to nie jego pierwsza ucieczka, a po ostatniej szukałam go prawie dwa lata! Przepadł jednak bez wieści a że był z nami od moich czasów licealnych, to pewnie zrobił to dla nas...wiadomo dlaczego :(
Na wsi bez kota zrobiło mi się beznadziejnie, bo wreszcie miejsca pod dostatkiem, a nic koło Ciebie się nie szwenda. Zapuściłam w świat, że chcę kota i ma być koniecznie biały. I zaczęli mi znosić... ale oczywiście wszystkie inne kolory :)
Najpierw na Wielkanoc znalazłam u mojej mamy czarnego kotka, którym dzieci grały w piłkę... To mój ukochany Buzik, którego możecie zobaczyć w bocznym pasku obok psa. Budzik był kotem niesamowitym, flegmatycznym do bólu... nigdy przy innych nie mógł napić się mleka tak wolno ruszał jęzorem :)
Potem moja siostra przywiozła mi cały miot znaleziony w piwnicy... łącznie z matką! Z tego właśnie miotu jest Fifi - ta na zdjęciu. Była z miotu najbrzydsza, więc została u nas, inne oddałam, chętnych na piękne szare, pręgowane koteczki nie brakowało...
Kuzynka przywiozła mi Gucia, którego koledzy z jej szkoły chcieli powiesić na drzewie...
I tak dalej i tak dalej...
Zaczęło być u nas kociarowato do potęgi, ale nikt tym się nie przejmował.
Do czasu...
Przyszła zima i okazało się, że koty porobiły stada. W kryjówkach spały zgodnie, ale jak przychodziło do jedzenia tłukły się jak nawiedzone! Zamiast jeść warczały na siebie i wbijały sobie nawzajem pazury w łeb! Efekt stada ( widoczny czasami na przejściu dla pieszych) włączał im się do tego stopnia, że jak miałknął jeden, wszystkie wyły jak stado kojotów, a karmienie kończyło się dla mnie podrapaniem i pogryzieniem.
Przyszła wiosna, woła się na jedzenie - żadnego nie ma! Wałęsa się to to i nie ma chętnych na wątróbkę z białym serkiem...
Puenta jest prosta... ostudziło to moją bezwarunkową miłość do kotów. Jest dom - są też zasady. Nie ma łażenia po stołach, żebrania przy obiedzie... i tak to nic nie da, a ja czuję się zawiedziona tą miłością jednostronną...
w końcu pies ma Pana, a kot sługę i chyba nic tego nie zmieni...
Bardzo ładne zdjęcia ! Te ze stokrotkami...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Swietna ta zabawa zdjeciowa.
OdpowiedzUsuńTe ptaszki z pierwszego sa swietne, nie moge sie napatrzec.
Koty leniuchy tez urocze.
Pozdrawiam
No to miałaś przejścia z kotami!! Ja miałam najwięcej cztery sztuki!Nigdy się nie gryzły miedzy soba ,tylko z psami toczyły walkę.Póżniej i do psów się przyzwyczaiły.Albo psy do nich!!
OdpowiedzUsuńZawsze jak do Ciebie zaglądam ,to muszę sobie popatrzec na zdjęcia Twojego domu na bocznym pasku! Ślicznie!
Buziaki
Lambi, ale mnie ubawiłaś! Super opowiadanko o Twoich kotach!
OdpowiedzUsuńA zwierzaki cudne. Zresztą może z powodu extra fotografii?!
Pozdrawiam
Ja zawsze chciałam dwa koty i dwa psy. Niestety kotów zrobiło się trzy, co jest moją winą, bo kiedy poszedł Mircio na 2 tyg. wzięłam Dyzia ze schroniska. Skąd miałam wiedzieć, że Mircio założył sobie drugą rodzinę ludzką ale wróci? Mając dwie? Jednak częściej bywa u nas, pewnie dajemy lepsze żarcie...
OdpowiedzUsuńJa je kocham bardzo ale subordynacja musi być.A jak nie to psikacz na koty i ściera na psy. W domu jestem generałem;)
Pisklaki rozbrajające... a koty?-nieźle dały popalić ;) Masz kobieto cierpliwość.
OdpowiedzUsuńMoja znajomość kwiatków w dniu dzisiejszym jest na poziomie Twojej z 2006 roku. ...a na wsi chcę zapuścić korzonki :o
Pozdrawiam serdecznie.